sobota, 23 maja 2015

Rada #58

Mimowolnie wstrzymałam powietrze. Otworzyłam szerzej oczy, jakby to miało mi w czymś pomóc. Nie wiem, czy jego słowa mnie zabolały, czy sprawiły, że stałam się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Wstałam tak szybko, jakbym właśnie siedziała na rozżarzonym węglu. Rzuciłam się na drzwi, otwierając je gwałtownie.
- Ty co?- Niemal krzyknęłam, a Harry podniósł się równie szybko, co ja. Chciał coś powiedzieć, jednak nie zdążył, ponieważ przywarłam do niego, oplatając go ramionami. Desperacko pragnęłam, żeby to odwzajemnił i panikowałam, kiedy przez dłuższą chwilę się nie ruszył. Uspokoiłam emocje dopiero, kiedy poczułam jego dłonie, głaszczące moje plecy. Zadziwiłam sama siebie. Nawet ja nie przewidziałam takiej reakcji, co było straszne! Miałam potrzebę panowania nad wszystkim!
- Zakochałem się w tobie, Chanel. W tak głupi i szczeniacki sposób, że zacząłem wierzyć, że naprawdę potrzebuję twoich rad, bo bałem się, że nigdy nie będę wystarczająco dobry dla ciebie.- Wymamrotał, chowając twarz w moich włosach. Nie puszczał mnie i to było najwspanialsze. Czułam, że on naprawdę kocha mnie. Mnie, a nie moje ciało.- Sprawiłaś, że naprawdę zmieniłem się w kompletnie niedoświadczoną ciotę.- Zaśmiał się.
- Chodź do środka, idioto.- Odsunęłam się od niego i w odpowiedzi dostałam lekki uśmiech.
- Mogę?- Zapytał, dając mi do zrozumienia, że chce mnie podnieść. Kiwnęłam głową i oplotłam jego szyję ramionami, upewniając się, że nie spadnę. Moje stopy oderwały się od ziemi i oboje weszliśmy do salonu, gdzie Harry odstawił mnie na podłogę. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który mimowolnie pojawiał się na mojej twarzy. Jeszcze nie wiedziałam, co chcę zrobić. Nie wiedziałam, czy mu wybaczyć, czy po prostu zapomnieć. Czułam się cholernie niepewnie, co mnie dobijało. Przeniosłam wzrok na twarz Stylesa, który również delikatnie się uśmiechał. Patrzył na mnie nieprzerwanie i zdawało mi się, że nawet nie mruga. Ten moment był wspaniały. Nie potrzebowaliśmy ani jednego słowa, żeby wiedzieć, czego chce druga osoba. Wystarczała sama obecność. Ale mi towarzyszyło coś jeszcze. Okropny ból w klatce piersiowej, kiedy uświadamiałam sobie, jak bardzo mnie skrzywdził. Zdawałam sobie sprawę, że pozwoliłam mu- jako pierwszemu- nad sobą zapanować. Byłam całkowicie niezależna, uparta, nie słuchałam nikogo wokół, bo przecież to moje życie i moje zasady. A potem pojawił się on i nawet nie wiem, kiedy zaczął nade mną górować. Zaczął wzbudzać obawy, że może powiem coś nie tak, sprawił, że zaczęłam zastanawiać się, czy aby na pewno wszystko, co robię, jest dobre. Bolało mnie, że osoba, której pozwoliłam się okiełznać, była równocześnie osobą, która mnie zraniła.
Nawet nie zauważyłam, kiedy odwróciłam głowę w bok, chcąc ukryć kolejne łzy, jakie desperacko próbowały wydostać się na zewnątrz.
- Chanie, wszystko w porządku?- Odezwał się natychmiastowo, kiedy zobaczył moją reakcję. Podszedł bliżej, a jego chłodne dłonie zetknęły się z moim policzkiem. W odpowiedzi pokręciłam przecząco głową. Nie było 'w porządku', ja nie byłam 'w porządku'. Czułam się wyżarta, wyniszczona, obolała... krucha...
- To boli.- Szepnęłam, a chłopak mocno mnie przytulił. Chciałam, żeby było pięknie, ale tak nie mogło być.
- Przepraszam.- Wymamrotał, chowając twarz w moich włosach.- Nigdy więcej cię nie skrzywdzę, przysięgam. To...
- Nie składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać.- Przerwałam mu. Tkwiliśmy bez ruchu przez dłuższy czas, aż ostatecznie to on się odsunął i mogłam dostrzec jego przekrwione oczy, mokre od łez.
- Chanel, jeżeli tego właśnie chcesz, to odejdę. Muszę mieć tylko pewność, że mi wybaczyłaś, bo ja nie mogę wytrzymać ze świadomością, że zraniłem kogoś tak skrzywdzonego, jak ty.- Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam, co? W tym tkwi mój problem, ja nie potrafię. Związek nie jest dla mnie. Nie wiem, jak się zachować, co zrobić, co powiedzieć. Związek i miłość to zupełnie nie mój świat. To mnie hamowało. Strach przed nieumyślnym skrzywdzeniem go. Wciągnęłam głośno powietrze do płuc.
- Chcesz spać na kanapie, czy w swo... w pokoju gościnnym.- Poprawiłam się, uświadamiając, że Harry już tu nie mieszka i zapewne nigdy nie będzie.
- Mogę spać u ciebie?
- To nie jest dobry pomysł.- Odpowiedziałam natychmiastowo. Chociaż cholernie pragnęłam jego bliskości, chciałam, żeby mnie przytulił, żebym mogła w nocy wtulić się w jego tors, aby zapomnieć o wszelkich problemach, to musiałam się powstrzymać. To była straszliwie idiotyczna, a zarazem kusząca, propozycja, ale nie...
- Nie wejdę do twojego łóżka. Mogę spać na podłodze, a nawet w ogóle nie spać, byle obok ciebie.
- Nie, nie chodzi o łóżko.- Pokręciłam głową.- To po prostu nie jest dobry pomysł.
- Tak, masz rację. Przepraszam.- Wymamrotał i spuścił wzrok na swoje stopy. Wyglądał niesamowicie. Dla mnie cały był niesamowity. Miałam ochotę rzucić się na niego i wybaczyć wszystko, co do tej pory mi zrobił. Ba! Ja już dawno mu to wybaczyłam, ale boję się. Wierzę mu, że mnie pokochał, choć sama siebie tym dziwię. Miłości nie ma, a tym bardziej w stosunku do mnie. Ja nie kocham innych i inni nie kochają mnie. Problem w tym, że chyba jednak kocham i nie potrafię sobie z tym w żaden sposób poradzić.
- Możesz...- Powiedziałam nagle, w ogóle nad tym nie panując. Jednak teraz było już za późno i odwrót nie wchodził w grę. Dostrzegłam, rosnący na ustach Harry'ego, uśmiech. Jego oczy zaświeciły iskierką szczęścia, co mnie samą uszczęśliwiło. Zanim się obejrzałam, Hazz niósł mnie po schodach na górę. Do tej pory byliśmy jak najciszej i teraz też tak musiało być, aby nie obudzić Nialla. Lokaty otworzył drzwi do mojej sypialni, gdzie odstawił mnie na podłogę. Zamknął sypialnię, a potem zrzucił koszulkę. Musiałam wpatrywać się w niego z otwartą buzią, bo cicho się zaśmiał. Zrobiło mi się głupio, ponieważ ja nigdy nie śliniłam się na widok żadnego chłopaka, więc dlaczego tak dzieje się w stosunku do Hazzy? Opamiętałam się i wgramoliłam do łóżka, podczas gdy on nadal stał w tym samym miejscu.
- Mógłbym tylko jakiś koc i poduszkę?- Odezwał się w końcu, a ja spojrzałam na niego lekko zdezorientowana. Zrozumiałam, że naprawdę chciał spać na podłodze.
- Chodź do łóżka.- Mruknęłam i zrobiłam mu miejsce. Nie musiałam dwa razy powtarzać, bo chyba chciał wykorzystać propozycję, zanim się rozmyślę. Odwróciłam się plecami do niego i mogłam uśmiechnąć tak szeroko, jak nigdy dotąd, bo nie widział mojej radości, której się wstydziłam. Co on ze mną zrobił?!
- Będzie ci nie wygodnie.- Tym razem to ja przerwałam ciszę. Nie dostałam odpowiedzi, w czym wywnioskowałam, że mam kontynuować.- W jeansach.- Dopowiedziałam. Znów nic nie odpowiedział, jednak zdjął spodnie i rzucił je na podłogę, bo doskonale wiedział, że się tym nie przejmę, ani go nie okrzyczę. Zamknęłam oczy, a po dłuższej chwili poczułam ciężkie ramię, które oplotło mnie w talii i dłoń, która odnalazła moją. Przysunął się bliżej i teraz przylegałam plecami do jego torsu.
- Kocham cię, Chanie.- Wymamrotał. Nie byłam do końca pewna, czy myślał, ze śpię i tego nie usłyszę, czy chciał mi to powiedzieć.
- Ja ciebie... chyba... też.- Wydukałam i poczułam, jak zaciska palce na moich. Po raz kolejny nic nie odpowiedział, co strasznie mnie irytowało, ale zdawałam sobie sprawę, że najwyraźniej nie potrzebuję zbędnych słów w tej sytuacji.


Rada pięćdziesiąta ósma: Naucz mnie kochać.

środa, 20 maja 2015

Rada #57

Na począku chciałam zaprosić na nowe opowiadanie pt. 'Demonic', które znajdziecie na moim profilu na Wattpad. Wystarczy, że klikniecie w link na obrazku po prawej stronie, a przeniesie Was do SE na moim profilu, skąd znajdziecie już Demonic :)

Już prawie udało mi się zasnąć, kiedy usłyszałam głośne walenie do drzwi. Podniosłam się na łokciach, wyplątując z uścisku Nialla. Chłopak spojrzał na mnie lekko zdezorientowany, jednak wstał, naciągając na nogi swoje dresy. Również zwlokłam się z łóżka, ubierając jego koszulkę i oboje wyszliśmy z sypialni, idąc na dół. Było dość późno, a ja nie miałam zielonego pojęcia, kto mógłby dobijać się do nas o tej porze. Weszłam do kuchni, aby spojrzeć przez okno na ulicę, kiedy Niall poszedł otworzyć. W świetle latarni zobaczyłam znany mi samochód, dlatego niemal pobiegłam do drzwi.
- Co ty tu, do cholery, robisz?!- Przepchnęłam się koło Horana, stając twarzą w twarz z Harrym. Brunet przyglądał mi się uważnie, aż uderzył we mnie smród alkoholu. Skrzywiłam się i spojrzałam jeszcze raz na samochód. Nie sądziłam, że mógłby prowadzić pijany i nie myliłam się. Obok stała Emily, ale była na tyle daleko od nas, że nie dostrzegłam jej od razu.
- Wypierdalaj.- Poczułam szarpnięcie, kiedy Niall stanął przede mną, chowając mnie za swoimi plecami. Miałam ochotę rzucić się na tego gnojka! Dlaczego on przychodzi tutaj pijany i to w dodatku z nią?
- Przepraszam, Chanie.- Wybełkotał, tracąc równowagę. Na szczęście złapał się ściany.
- Zabierz go stąd! Nie chcę mieć z nim nic wspólnego!- Krzyknęłam na dziewczynę, która widząc, że się do niej odezwałam, podeszła znacznie bliżej, stając tuż za Harrym.
- Przepraszam, mówiłam mu, że to najgorsze, co może teraz zrobić, ale się uparł.- Westchnęła, kładąc dłoń na jego ramieniu.- Chodź, idioto. Może porozmawia z tobą, kiedy wytrzeźwiejesz.- Zwróciła się do niego tak, jakby mnie tam w ogóle nie było.
- Nigdzie nie idę.- Wyrwał się.- Chanel...
- Spierdalaj, Styles.- Niall wciągnął mnie do środka i zatrzasnął drzwi, przekręcając zamek. Westchnęłam poirytowana. Cieszyłam się, że przyszedł, ale nie w takim stanie i nie z nią. Sama nie wiem, czy byłam na niego zła. Weszłam po schodach i wróciłam do swojej sypialni. Położyłam się z powrotem, a po chwili Niall do mnie dołączył. Zamknęłam oczy, jednak nie mogłam zasnąć. Ostatecznie skończyłam, wpatrując się ślepo w punkt przed sobą. Blondyn zaczął pochrapywać, a ja nadal nie zmrużyłam oka.
Minęły może dwie godziny, kiedy postanowiłam pójść napić się mleka. Ludzie podobno po tym łatwiej zasypiają, więc chciałam spróbować, a jeżeli nie zadziała, wezmę tabletki nasenne. Zawsze jest jakieś rozwiązanie. Poszukam jutro pracy, dlatego chcę się wyspać.
Po cichu wyszłam z sypialni, żeby nie obudzić Niallera. Na palcach zeszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę, pozwalając, aby jej jasne światło raziło moje oczy. Mrużąc powieki, odnalazłam mleko i postawiłam je na blacie. W szafce znalazłam swój ulubiony kubek, a potem napełniłam go ponad połowę białym płynem. Wsadziłam do mikrofalówki i włączyłam, czekając, aż lekko się nagrzeje. W tym czasie spojrzałam przez okno na miejsce, gdzie wcześniej stał samochód Stylesa. Podparłam brodę na zaciśniętej pięści i obserwowałam widok na ogródek. Dopiero po kilku minutach dostrzegłam coś, co przykuło moją uwagę. Kuchenne okno miało widok na ulicę i podjazd, ale obejmowało też kawałek ganku. Właśnie tam zobaczyłam czyjś but. Zmarszczyłam brwi, starając się zobaczyć coś więcej. Mleko się podgrzało, jednak nie wyciągnęłam go z mikrofalówki, tylko nadal wpatrywałam się w but. Tak naprawdę bałam się otworzyć drzwi i sprawdzić, co za nimi znajdę, jednak musiałam się przełamać. Ciekawość to pierwszy stopień do wiedzy, nie piekła, więc chyba zaryzykuję. Wyszłam z kuchni, stając przed drzwiami frontowymi i wpatrując się chwilę w ich powierzchnię. Zacisnęłam palce na klamce, drugą dłonią przekręcając klucz. Zamknęłam oczy, otwierając drzwi. Przeżyłam mały szok, kiedy ponownie je otworzyłam. Na wycieraczce siedział Harry, a to jego but widziałam w oknie. Bawił się swoimi palcami, jakby były najciekawszą rzeczą na świecie. Przykrył się jakimś kocem i po prostu siedział. Podniósł głowę, kiedy zobaczył, że ktoś otworzył drzwi.
- Ja chyba mam halucynacje.- Mruknęłam pod nosem i dla pewności uszczypnęłam się w rękę.- Co ty tu robisz?
- Nie wiem, ale wydaje mi się, że czekam.- Wzruszył ramionami i wrócił do zabawy palcami.
- Czemu siedzisz na mojej wycieraczce?!
- To nie jest takie proste, nie wiem.- Odpowiedział. Przyglądnęłam mu się i zdążyłam się zorientować, że znacznie wytrzeźwiał. Pewnie dlatego niewiele pamięta.
- Gdzie Emily?
- Przyjechałem tu z nią, prawda?- Rzucił mi krótkie spojrzenie.
- Pytanie: dlaczego z nią nie wróciłeś?
- Nie wiem.- Powtórzył po raz kolejny. Miałam ochotę rzucić w niego butem, ale musiałam się powstrzymać, ponieważ obecnie nie miałam żadnego pod ręką.
- Możesz wynieść się z mojej wycieraczki? Jeszcze cię sąsiedzi zobaczą.
- Dlaczego nie śpisz?- Zignorował mnie.
- Powiedziałam, żebyś wyniósł się z mojej wycieraczki.- Zrobiłam to samo, trzymając się swojego. Nie mógł przecież siedzieć przed drzwiami całą wieczność!
- Chyba jednak zostanę.
- Jesteś na mojej posesji, mogę zadzwonić na policję.
- Ale chodnik przed bramą wjazdową nie jest już twoją posesją, prawda?
- Czego ty, kurwa, chcesz?- Zirytowałam się. Jak on mógł być tak bezczelny. Najpierw mnie zranił, okłamał, a teraz siedzi na moim ganku, nie chcąc odejść. To jest niesamowicie bezczelne z jego strony i już nawet ja tak nie robię! Jestem wredna, ale to już przesada!
- Porozmawiać, ale skoro ty nie chcesz, to sobie zaczekam. Nie mam nic lepszego do roboty, a w sumie wolę wiedzieć, gdzie jesteś, bo potem się martwię. Przeczuwam też, że nawet jakbym chciał, to nie mam, gdzie wrócić na noc.
- Idź do Emily. Idź gdziekolwiek, ale nie siedź przed moimi drzwiami!- Prawie krzyknęłam, jednak powstrzymałam się, aby nie obudzić Nialla. Jeszcze jego by mi tu brakowało, żeby rzucił się na Stylesa i żeby oboje wylądowali w szpitalu.
- Nie zrezygnuję, Chanie.
- Nie sądzisz, że już zbyt wiele wycierpiałam w życiu? Wiesz już wszystko, co chciałeś wiedzieć, dlatego daj mi spokój. Nie dokładaj mi problemów.- Wymamrotałam zrezygnowana. Miałam go kompletnie dość, a jednak tak bardzo chciałam, żeby nie rezygnował. Działał mi na nerwy, ale nie chciałam, żeby wstał i odszedł. Nienawidziłam go, jednak pragnęłam, żeby został.
- Właśnie, że nie wiem nic. Nie dowiedziałem się niczego, co byłoby dla mnie istotne. Chciałem cię poznać i poniekąd to zrobiłem, ale nadal mi mało. To co zrobiłem, było najgorszym i równocześnie najlepszym w moim życiu. Nie chciałem cię okłamywać, przepraszam.- Siedział bez ruchu, patrząc w ziemię. Ja trzymałam się drzwi, pozwalając, aby chłodne powietrze wdzierało się do domu. Zapadła cisza. Powiedział coś, co chciałam usłyszeć, ale nie wiem, czy potrafiłabym mu wszystko wybaczyć. Wiem, że jestem silna, ale on jest moim jedynym słabym punktem, a nawet o tym nie wie.
- Zakochałaś się we mnie?- Wypalił po chwili.
- Co?
- Powiedziałaś to na parkingu za klubem.
- Idź stąd już, Harry.- To było jedyne, co mu odpowiedziałam. Jednak on się nie odezwał, ani nie ruszył z miejsca. Poczułam, jak kolejne dawka łez ciśnie mi się do oczu. Zacisnęłam szczękę, zamykając drzwi. Oparłam się o nie i zjechałam po nich na podłogę, czując jak pojedyncza łza wydostała się na zewnątrz.  Wiedziałam, że nie ruszy się stamtąd, ale nie miałam pojęcia, jaki ma w tym cel. Jedyne o co go proszę, to żeby odszedł i pozwolił mi zapomnieć, a on nie chce zniknąć z mojego życia.
- No bo ja się zakochałem.- Usłyszałam zza drzwi.


Rada pięćdziesiąta siódma: Po prostu powiedz, czego chcesz.

piątek, 8 maja 2015

Rada #56

Wpatrywałam się w nich chwilę. Szczerze, nie wiedziałam co zrobić. Ostatecznie zdecydowałam, że po prostu go zignoruję. Czułam się upokorzona. Nie wystarczyło mu, że się w nim zakochałam? Nie mam pojęcia, dlaczego jeszcze przyjechał do mojej pracy, i to z nią.
Westchnęłam i ruszyłam do auta. Unikałam wzrokiem tej dwójki, skupiając się na drzwiach swojego samochodu.
- Chanel...- Usłyszałam za sobą. Przyspieszyłam, prawie biegnąc do auta.- Chce...
- Nic nie chcesz, okay? Proszę cię, daj mi spokój!- Krzyknęłam na niego, zatrzymując się tuż przy drzwiach. Byłam tak blisko ucieczki, a on musiał się odezwać.
- Nie wiem, po co tu przyszedłeś! Przecież dobrze wiesz, że tu pracuję, wiesz, że tu przychodzę i wiesz, że mnie tu spotkasz. Dopiąłeś swego, dowiedziałeś się, dlaczego jestem, jaka jestem, więc nie mam zielonego pojęcia, co tu robisz i dlaczego mnie zaczepiasz! Wystarczająco mnie wyniszczyłeś i co chcesz zrobić teraz? Będziesz się jeszcze nabijał z mojej naiwności? Daruj sobie, Styles.- Nawet nie zauważyłam, że łzy płyną po moich policzkach. Mówiłam to, bo miałam dość świadomości, że mnie wykorzystał. Mówiłam to, pomimo że wcale tak nie myślałam. Tak naprawdę chciałam rzucić się na niego i mieć złudną nadzieję, że ze mną porozmawia. Nie chciałam przeprosin, chciałam czegokolwiek, co dałoby mi nadzieję.
- Nie płacz, mała.- Wyrwał mnie z zamyślenia, wycierając kciukiem jedną z łez. Skrzywiłam się, ale nie potrafiłam go odepchnąć.- Tak silne osoby, jak ty, nie płaczą. Pozwolisz, żeby taki zapatrzony w siebie dupek cię złamał?
- O co ci chodzi?
- Sam nie wiem.- Westchnął.- Chciałem cię przeprosić. Nigdy nie traktowałem tego jako czysty układ. Polubiłem cię i po prostu zapomniałem, jak cię znalazłem i dlaczego to zrobiłem. Ale w sumie nie żałuję, bo gdyby nie to, pewnie nigdy bym cię nie spotkał, prawda? Po prostu chciałem ci to powiedzieć, a teraz będę mógł dać ci spokój.- Wpatrywałam się w niego przez chwilę, nie wiedząc, co powinnam zrobić. Powiedział to, co chciałam usłyszeć. Ale mój umysł poszedł w zupełnie innym kierunku. Skupiłam wzrok na Emily, która stała kilka metrów od nas, bawiąc się swoimi paznokciami. Westchnęłam, otwierając drzwi samochodu.
- Właśnie dlatego nienawidzę miłości, bo ona nas osłabia. Doprowadza do tego, że daję się złamać takiemu zapatrzonemu w siebie dupkowi, jak ty.- Wymamrotałam, a potem wsiadłam do auta, wkładając kluczyki do stacyjki. Przekręciłam je, odpalając silnik. Widziałam, jak Styles stoi w miejscu, wpatrując się we mnie. Nie bardzo rozumiał, co do niego powiedziałam. Sama tego nie rozumiałam. Przyznałam się do uczuć, ale nie bezpośrednio. Tego nie potrafiłabym zrobić i cieszę się, że nie zrobiłam, choć on na pewno po jakimś czasie zrozumie. Nie jest idiotą, prawda? Jest tylko dupkiem, w którym się zakochałam, a ja nie znam tego uczucia i szczerze go nienawidzę.
Ruszyłam z podjazdu, zostawiając ich samych ze sobą. Musiałam wrócić do siebie, żeby zaszyć się w swojej sypialni i nie wychodzić przez kolejne kilka dni. Za bardzo polubiłam samotność. Swoją drogą, jest mi ona potrzebna, aby wymyślić sensowną wypowiedź dla Nialla. Nie wiem, co powinnam mu dokładnie powiedzieć, ale wiem jedno- nie kocham go. Na pewno nie jego. Jednak nie chcę tracić naszej przyjaźni.
Zanim się obejrzałam, zaparkowałam na podjeździe. Siedziałam chwilę w samochodzie, patrząc ślepo przed siebie. Ostatecznie musiałam wysiąść, żeby wrócić do domu. Wsadziłam klucz do zamka, ale drzwi były otwarte. Myślałam, że Niall wyjdzie, jak zawsze. Weszłam do przedpokoju, zdejmując buty. W całym domu panowała dziwna cisza. Może jednak wyszedł, ale zapomniał zamknąć? Jak się szybko dowiedziałam, moje przypuszczenia były błędne. Horan siedział na kanapie z butelką piwa i patrzył w wyłączony telewizor. Błagam tylko, żeby nie był pijany. Słysząc, że wchodzę do pokoju, natychmiastowo przeniósł na mnie swoje przenikliwe spojrzenie, a zaraz potem wstał, odstawiając piwo na stolik.
- Już wróciłaś?- Stanął przede mną.- Myślałem, że nie będzie cię do późna. Na ogół tańczysz trochę dłużej, a potem jeszcze zostajesz.
- Już nie tańczę, Niall.
- Naprawdę?- Uśmiechnął się lekko, przez co się zdziwiłam.- Już dawno chciałem, żebyś z tym skończyła. To nie dla ciebie, Chanie. Nienawidziłem wysłuchiwać pijanych facetów, którzy mówili różne rzeczy na twój temat.
- Nie jesteś zły?- Wyrwało mi się. To miała być tylko niewinna myśl, a nie zadane mu pytanie!
- Za co?
- Ignorowałam cię przez kilka dni i wcześniej, zanim wyszłam.
- Nigdy, Chanel.- Przytulił mnie, co od razu odwzajemniłam, wtulając się w jego klatkę piersiową. Tkwiliśmy bez ruchu przez dłuższy czas, a ja zaczęłam płakać, co robiłam prawie nieprzerwanie od kilku dni. Bałam się, że Niall przestanie się do mnie odzywać i całkowicie mnie zignoruje, tak jak robiłam to ja.
- Kochasz go?- Wypalił nagle, ale nadal mnie puścił. Bliskość spowodowała, że poczułam napięcie się jego mięśni.
- Dlaczego pytasz, skoro nie chcesz znać odpowiedzi?- Mruknęłam. Chciał się odsunąć, ale mu na to nie pozwoliłam, jeszcze bardziej przylegając do jego klatki piersiowej.
- Nie wiem, czy chcę znać odpowiedź.
- Cholernie kocham tego sukinsyna.- Zacisnęłam palce na koszulce blondyna, a on oplótł ramionami moje ciało. Miałam wrażenie, że po tych słowach ucieknie, spakuje się i zostawi mnie samą, a tymczasem on przyciągał mnie jeszcze bliżej. Tak blisko, że brakowało mi tchu.
- Nienawidzisz go za to, że go kochasz, prawda?
- I siebie przy okazji też.- Westchnęłam.
- Skąd ja to znam?- Zapytał sam siebie. Automatycznie zrobiło mi się smutno.
- Przepraszam.
- Nie masz za co. Uwaga.- Chwycił mnie za uda i uniósł do góry, żebym mogła opleść nogami jego biodra. Dłońmi trzymałam się kurczowo jego ramion, aby nie spaść, kiedy zaczął wchodzić po schodach.
- Kiedyś się potkniesz i opoje runiemy na dół, mówię ci.
- Połamiemy sobie kilka kości i uznamy, że musisz schudnąć.- Zaśmiał się, za co dostał w głowę. Usłyszałam śmiech blondyna i był to upragniony dźwięk. Nie chciałam, żeby cierpiał przeze mnie.
- Jesteś zmęczona?- Zapytał, kiedy rzucił się razem ze mną na łóżko.
- Trochę.
- Idziemy spać?
- Tak.- Uśmiechnęłam się i pozbyłam swoich ubrań, tak samo jak Niall. Oboje zostaliśmy w bieliźnie i wpełzliśmy pod kołdrę. Chłopak niemal od razu przyciągnął mnie do swojego ciała, splątując razem nasze nogi.
- Powiedz szczerze, po co było to wszystko? Dlaczego postanowiłaś dać mi szansę i dlaczego zgadzałaś się na to wszystko? Chodziło tylko o seks, czy...
- Żartujesz sobie?- Prychnęłam, odwracając się twarzą w jego stronę.- Nie wiem, dlaczego.- Szepnęłam, wyszukując po ciemku jego tęczówek. Odnalazłam je i mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Potrzebowałam cię, nadal potrzebuję i zawsze będę.- Mruknęłam, przytulając się do niego. To była odpowiedź na jego pytanie.


Rada pięćdziesiąta szósta: Nigdy nie chodzi tylko o seks.

niedziela, 3 maja 2015

Rada #55

Minęły trzy dni, które przeleżałam w łóżku. Nie wychodziłam z pokoju, ani nie rozmawiałam z Niallem. Nie pogodziliśmy się i to głównie z mojej winy. Mimo że blondyn przychodził pod drzwi mojej sypialni niemal codziennie, ja ani razu go tutaj nie wpuściłam. Sama nie wiem, w czym widziałam problem. Po prostu nie miałam najmniejszej ochoty go widzieć i to chyba przez to, co sobie uświadomiłam. Czułam się głupio w obecności Nialla, kiedy przed sobą przyznałam, że tylko go lubię, podczas gdy ten wyznał mi miłość. Miałam bardzo dużo czasu na przemyślenie wszystkiego. Wniosek mógł być tylko jeden- muszę żyć dalej. Nieważne jak bardzo bym chciała, on nie wróci. Miłość to gówniana sprawa.
Zwlokłam się z łóżka, podchodząc do szafy. Otworzyłam ją i zaczęłam przeglądać kolejne ubrania. Ostatecznie zdecydowałam się na tradycyjny zestaw. Było dziś dość chłodno, dlatego wybrałam przetarte jeansy i czarną bokserkę. Na to narzucę skórzaną kurtkę i raczej będę mogła wyjść z domu. Skierowałam się do łazienki, gdzie pozbyłam się swojej piżamy i weszłam pod prysznic, odkręcając ciepłą wodę. Najwyższa pora wrócić do pracy, ale nie na długo. Żyć dalej, to nie znaczy żyć tak samo. Nie chcę już tamtego życia. Nie chcę tańczyć dla jakiś spoconych napaleńców. Nie chcę pieprzyć się z ledwo co poznanymi facetami w publicznej toalecie. Znajdę pracę, normalną pracę, ale dzisiaj muszę jeszcze zajechać do klubu. Ostatni dzień mojego dawnego ja, a już od jutra wszyscy poznają nową, odmienioną Chanel.
Umyłam głowę, tak samo jak całe ciało i wyszłam spod prysznica, owijając się szczelnie ręcznikiem. Podeszłam do lustra, gdzie uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Lubiłam to robić. Dodawało mi to jakiegoś rodzaju pewności siebie, której nigdy nie zrozumiem. Wysuszyłam włosy, a potem zrobiłam sobie makijaż. To miłe po kilku dniach znów widzieć się w dobrym stanie. Ubrałam wcześniej wybrane ciuchy i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Zabrałam telefon oraz klucze, wkładając je do kieszeni. Ostatni raz rozglądnęłam się po pokoju, jakbym miała go opuścić na zawsze, a pewnie za niedługo wrócę.
- Dawaj Chan.- Mruknęłam do siebie, ściskając klamkę. Nacisnęłam na nią, wychodząc na korytarz. Nigdy nie sądziłam, że wyjście do ludzi sprawi mi tyle trudności. W całym domu było cicho, tylko z dołu dochodził cichy dźwięk telewizora. Powoli zeszłam po schodach, chcąc od razu przejść do przedpokoju, aby uniknąć Nialla.
- Chanie! Zeszłaś!- Krzyknął, gdy tylko jedna z moich stóp wylądowała na podłodze w salonie.- Wychodzisz?- Zmarszczył brwi.
- Tak, nie wiem, kiedy wrócę.- Mruknęłam, chcąc uciąć temat i poszłam ubrać buty.
- Nadal jesteś na mnie zła?- Usłyszałam nad sobą, kiedy schylałam się po obuwie. Podniosłam wzrok, dostrzegając, że Horan stoi oparty ramieniem o ścianę, a jego wzrok ze smutkiem wpatruje się we mnie.
- Przepraszałem już tyle razy, Chan...- Westchnął.- Nie wiedziałem, że po pijaku gadam o tobie, przepraszam.- Podszedł bliżej mnie. Czyli o to się z nim pokłóciłam? Cóż, miałam powód. Jego dłonie chwyciły moje ramiona, przyciągając mnie bliżej niego.
- Niall...
- Naprawdę przepraszam.- Szepnął.- Nie rozmawialiśmy od kilku dni, stęskniłem się za moją Chanie.- Przybliżył się jeszcze bardziej.
- Nie jestem twoja, Niall.- Westchnęłam, odpychając go lekko. Najwidoczniej się tego nie spodziewał, albo był tym zaskoczony, ponieważ z łatwością ustąpił, a wyraz jego twarzy był nie do odczytania. Musiałam go zignorować, ponieważ nie miałam do końca przemyślanej tej rozmowy. Co mogłam powiedzieć? 'Cześć, Niall! To ja, Chanel! Dziewczyna, z którą jesteś prawie od zawsze, o której wiesz niemal wszystko i ta, którą pokochałeś, ale ona woli tego debila, który zdobył jej niezdolne do jakichkolwiek uczuć serce' to nie brzmi ani trochę dobrze.
- Powiesz chociaż, gdzie idziesz? Będę się martwił...- Ledwo wyszeptał, patrząc na mnie pusto.
- Do pracy. Pa, Niall.- Wymusiłam mały uśmiech, wychodząc z domu. Prawie pobiegłam do samochodu, bo wydawało mi się, że Horan zaraz wypadnie z domu jak burza i będzie chciał jechać ze mną, a to naprawdę zły pomysł. Ruszyłam z podjazdu, włączając się do ruchu. Za klubem zaparkowałam po kilkunastu minutach, a kiedy tylko opuściłam wnętrze ciepłego pojazdu, do moich uszu dotarła muzyka. Dawno mnie tu nie było. Zakluczyłam auto i skierowałam się do tylnego wejścia. Nie chciałam przeciskać się przez tłum ludzi z przodu. Przeszłam przez zaplecze, dostając się na salę. Na podeście tańczyła jakaś tleniona blondynka, ale zainteresowanie nią nie było specjalnie duże, choć było. Już zdążyli mnie zastąpić?
- Chanel?!- Usłyszałam krzyk, który z ledwością przebijał się przez muzykę. Odwróciłam się w stronę, z której dochodził i zobaczyłam Chrisa. Barmana i mojego przyjaciela, który po zatrudnieniu Harry'ego dostał za dużo wolnego.
- Chris!- Krzyknęłam, rzucając się na niego.
- Co tu robisz?! Wszyscy myślą, że rzuciłaś tę robotę!
- Właśnie po to tu jestem. Czas z tym skończyć.
- A co z 'łatwymi pieniędzmi'?
- Znajdę inną pracę.- Uśmiechnęłam się.- A ty kiedy wróciłeś?
- Po tym jak Harry się zwolnił kilka dni temu.- Chris wzruszył ramionami, a zanim ja zdążyłam o cokolwiek więcej zapytać, on mnie przeprosił, informując, że musi wrócić do pracy. Harry się zwolnił? Otrząsnęłam się i ruszyłam na zaplecze, gdzie miałam zamiar znaleźć szefa, jednak nigdzie go nie było, ale na pewno jest gdzieś tutaj. Zaczęłam go szukać. Jeżeli nie na zapleczu, to może wybuchła bójka przy wejściu i musiał interweniować. Zaczęłam przepychać się wśród spoconych par na parkiecie, od których na kilometr czułam alkohol i papierosy. Gdzieś w tym tłumie przemknęła mi czupryna kręconych włosów. Jezu, mam już zwidy. Aż tak ze mną źle? Popadam w paranoję, naprawdę. Niestety przy wejściu również nie znalazłam swojego szefa, więc ostatecznie postanowiłam się napić. Co innego mogłabym zrobić? Wróciłam do Chrisa, który podał mi jakiegoś drinka. Nigdy nie pytał się mnie, na co mam ochotę, tylko podawał coraz to dziwniejsze napoje z większą ilością alkoholu. Wypiłam tylko jeden i to w dodatku słaby. Na więcej nie miałam najmniejszej ochoty, a poza tym przyjechałam samochodem.
- Cześć, mała.- Miejsce obok mnie zajął pijany mężczyzna. Podniosłam jedną brew, przyglądając mu się. Może był przystojny, ale kompletnie zalany. Postanowiłam go zignorować i odwróciłam się z powrotem, wbijając wzrok w Chrisa. Dlaczego kiedy go potrzebuję, on musi obsługiwać i przy okazji podrywać głupie dziewczyny?
- Będziesz zgrywać niedostępną? Lubię takie.- Jego dłoń wylądowała na moim udzie, co wystarczyło mi, żeby okręcić się na krześle barowym i nogą zepchnąć natręta z jego miejsca. Z łatwością spadł na parkiet, zwracając uwagę kilku osób. Próbował się podnieść, a ja wstałam, chcąc odejść. Jak ja tak mogłam?!
- Ty mała dziwko!- Chwycił mnie za kostkę, przez co niemal wylądowałam obok niego. W duchu dziękowałam sobie, że ubrałam buty z obcasem, bo mogłam nim przydepnąć dłoń tego napaleńca.
- Która aluzja do ciebie nie dociera?- Skrzywiłam się, patrząc, jak pociera obolały ślad po moim bucie. Chyba w ogóle nie przejmował się faktem, że nadal siedzi na podłodze.
- Nie daruję ci!- Tym razem skutecznie złapał moją nogę, a mój tyłek zderzył się z parkietem, sprawiając ból. Wkurzona kopnęłam go w ślepo, nawet nie wiedząc, że obcasem trafiłam w czułe miejsce.
- Skąd się, do cholery, biorą tacy ludzie? Nic ci nie jest?- Usłyszałam nad sobą. Spojrzałam na dziewczynę, która wyciągała do mnie dłoń. Skorzystałam z jej pomocy, analizując jej twarz. Zajęło mi kilka sekund, aby ją rozpoznać. To Emily, była Harry'ego. Czy to możliwe, że przyszła tu z nim.
- Halo? Wszystko w porządku?- Pomachała mi dłonią przed twarzą. Kiwnęłam twierdząco głową, nie mogąc oderwać od niej oczu. Stało się tak dopiero w momencie, kiedy obok niej stanął Harry. Wyraz mojej twarzy musiał być bezcenny. Chyba pierwszy raz nie wiedziałam, co zrobić. To uczucie nadal jest mi całkowicie obce. Wpatrywał się we mnie, a na jego twarzy błądził mały uśmieszek. Będzie się ze mnie nabijał, naprawdę? Wypuściłam głośno powietrze. Nawet nie wiedziałam, że je wstrzymałam. Czułam jak ściska mnie w gardle i jak oczy zaczynają mnie piec. Przesuwałam wzrokiem od twarzy Emily do twarzy Harry'ego i z powrotem.
- Dzię-dziękuję za pomoc i przepraszam.- Wymamrotałam pierwsze, co wpadło mi do głowy i niemal biegiem ruszyłam na zaplecze. Poczułam pojedynczą łzę na policzku, którą od razu otarłam. Wpadłam na zaplecze, biorąc do ręki pierwszą lepszą kartkę i długopis. Napisałam wiadomość do szefa, że się zwalniam i przykleiłam mu ją do drzwi, a potem wyszłam tylnym wyjściem. I właśnie tam ostentacyjnie stał on, oparty o maskę swojego samochodu, który zaparkowany był dwa miejsca obok mojego. Razem z nim stała ona. Świetnie, po prostu zajebiście. On robi mi to specjalnie?!


Rada pięćdziesiąta piąta: Nieważne jak bardzo byś się starał, los i tak zrobi po swojemu.