Mimowolnie wstrzymałam powietrze. Otworzyłam szerzej oczy,
jakby to miało mi w czymś pomóc. Nie wiem, czy jego słowa mnie zabolały, czy
sprawiły, że stałam się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Wstałam tak
szybko, jakbym właśnie siedziała na rozżarzonym węglu. Rzuciłam się na drzwi,
otwierając je gwałtownie.
- Ty co?- Niemal krzyknęłam, a Harry podniósł się równie
szybko, co ja. Chciał coś powiedzieć, jednak nie zdążył, ponieważ przywarłam do
niego, oplatając go ramionami. Desperacko pragnęłam, żeby to odwzajemnił i
panikowałam, kiedy przez dłuższą chwilę się nie ruszył. Uspokoiłam emocje
dopiero, kiedy poczułam jego dłonie, głaszczące moje plecy. Zadziwiłam sama
siebie. Nawet ja nie przewidziałam takiej reakcji, co było straszne! Miałam
potrzebę panowania nad wszystkim!
- Zakochałem się w tobie, Chanel. W tak głupi i szczeniacki
sposób, że zacząłem wierzyć, że naprawdę potrzebuję twoich rad, bo bałem się,
że nigdy nie będę wystarczająco dobry dla ciebie.- Wymamrotał, chowając twarz w
moich włosach. Nie puszczał mnie i to było najwspanialsze. Czułam, że on naprawdę
kocha mnie. Mnie, a nie moje ciało.- Sprawiłaś, że naprawdę zmieniłem się w
kompletnie niedoświadczoną ciotę.- Zaśmiał się.
- Chodź do środka, idioto.- Odsunęłam się od niego i w
odpowiedzi dostałam lekki uśmiech.
- Mogę?- Zapytał, dając mi do zrozumienia, że chce mnie
podnieść. Kiwnęłam głową i oplotłam jego szyję ramionami, upewniając się, że
nie spadnę. Moje stopy oderwały się od ziemi i oboje weszliśmy do salonu, gdzie
Harry odstawił mnie na podłogę. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który mimowolnie
pojawiał się na mojej twarzy. Jeszcze nie wiedziałam, co chcę zrobić. Nie
wiedziałam, czy mu wybaczyć, czy po prostu zapomnieć. Czułam się cholernie
niepewnie, co mnie dobijało. Przeniosłam wzrok na twarz Stylesa, który również
delikatnie się uśmiechał. Patrzył na mnie nieprzerwanie i zdawało mi się, że
nawet nie mruga. Ten moment był wspaniały. Nie potrzebowaliśmy ani jednego
słowa, żeby wiedzieć, czego chce druga osoba. Wystarczała sama obecność. Ale mi
towarzyszyło coś jeszcze. Okropny ból w klatce piersiowej, kiedy uświadamiałam
sobie, jak bardzo mnie skrzywdził. Zdawałam sobie sprawę, że pozwoliłam mu-
jako pierwszemu- nad sobą zapanować. Byłam całkowicie niezależna, uparta, nie
słuchałam nikogo wokół, bo przecież to moje życie i moje zasady. A potem pojawił
się on i nawet nie wiem, kiedy zaczął nade mną górować. Zaczął wzbudzać obawy,
że może powiem coś nie tak, sprawił, że zaczęłam zastanawiać się, czy aby na
pewno wszystko, co robię, jest dobre. Bolało mnie, że osoba, której pozwoliłam
się okiełznać, była równocześnie osobą, która mnie zraniła.
Nawet nie zauważyłam, kiedy odwróciłam głowę w bok, chcąc
ukryć kolejne łzy, jakie desperacko próbowały wydostać się na zewnątrz.
- Chanie, wszystko w porządku?- Odezwał się natychmiastowo,
kiedy zobaczył moją reakcję. Podszedł bliżej, a jego chłodne dłonie zetknęły
się z moim policzkiem. W odpowiedzi pokręciłam przecząco głową. Nie było 'w
porządku', ja nie byłam 'w porządku'. Czułam się wyżarta, wyniszczona,
obolała... krucha...
- To boli.- Szepnęłam, a chłopak mocno mnie przytulił.
Chciałam, żeby było pięknie, ale tak nie mogło być.
- Przepraszam.- Wymamrotał, chowając twarz w moich włosach.-
Nigdy więcej cię nie skrzywdzę, przysięgam. To...
- Nie składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać.-
Przerwałam mu. Tkwiliśmy bez ruchu przez dłuższy czas, aż ostatecznie to on się
odsunął i mogłam dostrzec jego przekrwione oczy, mokre od łez.
- Chanel, jeżeli tego właśnie chcesz, to odejdę. Muszę mieć
tylko pewność, że mi wybaczyłaś, bo ja nie mogę wytrzymać ze świadomością, że
zraniłem kogoś tak skrzywdzonego, jak ty.- Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam,
co? W tym tkwi mój problem, ja nie potrafię. Związek nie jest dla mnie. Nie
wiem, jak się zachować, co zrobić, co powiedzieć. Związek i miłość to zupełnie
nie mój świat. To mnie hamowało. Strach przed nieumyślnym skrzywdzeniem go.
Wciągnęłam głośno powietrze do płuc.
- Chcesz spać na kanapie, czy w swo... w pokoju gościnnym.-
Poprawiłam się, uświadamiając, że Harry już tu nie mieszka i zapewne nigdy nie
będzie.
- Mogę spać u ciebie?
- To nie jest dobry pomysł.- Odpowiedziałam natychmiastowo.
Chociaż cholernie pragnęłam jego bliskości, chciałam, żeby mnie przytulił,
żebym mogła w nocy wtulić się w jego tors, aby zapomnieć o wszelkich
problemach, to musiałam się powstrzymać. To była straszliwie idiotyczna, a
zarazem kusząca, propozycja, ale nie...
- Nie wejdę do twojego łóżka. Mogę spać na podłodze, a nawet
w ogóle nie spać, byle obok ciebie.
- Nie, nie chodzi o łóżko.- Pokręciłam głową.- To po prostu
nie jest dobry pomysł.
- Tak, masz rację. Przepraszam.- Wymamrotał i spuścił wzrok
na swoje stopy. Wyglądał niesamowicie. Dla mnie cały był niesamowity. Miałam
ochotę rzucić się na niego i wybaczyć wszystko, co do tej pory mi zrobił. Ba!
Ja już dawno mu to wybaczyłam, ale boję się. Wierzę mu, że mnie pokochał, choć
sama siebie tym dziwię. Miłości nie ma, a tym bardziej w stosunku do mnie. Ja
nie kocham innych i inni nie kochają mnie. Problem w tym, że chyba jednak
kocham i nie potrafię sobie z tym w żaden sposób poradzić.
- Możesz...- Powiedziałam nagle, w ogóle nad tym nie
panując. Jednak teraz było już za późno i odwrót nie wchodził w grę.
Dostrzegłam, rosnący na ustach Harry'ego, uśmiech. Jego oczy zaświeciły
iskierką szczęścia, co mnie samą uszczęśliwiło. Zanim się obejrzałam, Hazz
niósł mnie po schodach na górę. Do tej pory byliśmy jak najciszej i teraz też
tak musiało być, aby nie obudzić Nialla. Lokaty otworzył drzwi do mojej
sypialni, gdzie odstawił mnie na podłogę. Zamknął sypialnię, a potem zrzucił
koszulkę. Musiałam wpatrywać się w niego z otwartą buzią, bo cicho się zaśmiał.
Zrobiło mi się głupio, ponieważ ja nigdy nie śliniłam się na widok żadnego
chłopaka, więc dlaczego tak dzieje się w stosunku do Hazzy? Opamiętałam się i
wgramoliłam do łóżka, podczas gdy on nadal stał w tym samym miejscu.
- Mógłbym tylko jakiś koc i poduszkę?- Odezwał się w końcu,
a ja spojrzałam na niego lekko zdezorientowana. Zrozumiałam, że naprawdę chciał
spać na podłodze.
- Chodź do łóżka.- Mruknęłam i zrobiłam mu miejsce. Nie
musiałam dwa razy powtarzać, bo chyba chciał wykorzystać propozycję, zanim się
rozmyślę. Odwróciłam się plecami do niego i mogłam uśmiechnąć tak szeroko, jak
nigdy dotąd, bo nie widział mojej radości, której się wstydziłam. Co on ze mną
zrobił?!
- Będzie ci nie wygodnie.- Tym razem to ja przerwałam ciszę.
Nie dostałam odpowiedzi, w czym wywnioskowałam, że mam kontynuować.- W
jeansach.- Dopowiedziałam. Znów nic nie odpowiedział, jednak zdjął spodnie i
rzucił je na podłogę, bo doskonale wiedział, że się tym nie przejmę, ani go nie
okrzyczę. Zamknęłam oczy, a po dłuższej chwili poczułam ciężkie ramię, które
oplotło mnie w talii i dłoń, która odnalazła moją. Przysunął się bliżej i teraz
przylegałam plecami do jego torsu.
- Kocham cię, Chanie.- Wymamrotał. Nie byłam do końca pewna,
czy myślał, ze śpię i tego nie usłyszę, czy chciał mi to powiedzieć.
- Ja ciebie... chyba... też.- Wydukałam i poczułam, jak
zaciska palce na moich. Po raz kolejny nic nie odpowiedział, co strasznie mnie
irytowało, ale zdawałam sobie sprawę, że najwyraźniej nie potrzebuję zbędnych
słów w tej sytuacji.
Rada pięćdziesiąta ósma: Naucz mnie kochać.