piątek, 19 czerwca 2015

Epilog + Podziękowania

Nie sprawdzony!

*Pół roku później*

Spojrzałam za okno, dostrzegając białe płatki, wirujące w powietrzu. Wiatr sprawiał, że odnosiłam wrażenie, iż tańczą w drodze na oblodzoną ziemię. Grudzień nigdy nie był moim ulubionym miesiącem, ponieważ zwyczajnie nie przepadałam za minusowymi temperaturami. Świąt też nie lubiłam, jednak w tym roku miało być inaczej.
Odkąd wyprowadziłam się od Nialla, mieszkam z Harrym. Najpierw przenocowaliśmy kilka dni w motelu, ale szybko znaleźliśmy małe mieszkanko, które wystarczyło nam na start. Niedawno przenieśliśmy się do czegoś znacznie większego, co o wiele bardziej mi odpowiadało. Stało się tak, ponieważ znalazłam idealną pracę, jaka spadła mi z nieba. Rzuciłam taniec w klubach nocnych, ale moje ciało nadal jest podziwiane. Dostałam propozycję sesji dla jakiejś mniej popularnej marki bielizny, ale szybko przejęła mnie bardziej znana i profesjonalna agencja. Co jakiś czas mam kolejne sesje, a na pieniądze nie narzekam. Harry również pracuje, dlatego mogliśmy sobie pozwolić na to mieszkanie, w którym teraz prowadzimy wspólne życie.
Z Niallem nie miałam kontaktu. W żaden sposób się z nim nie spotkałam, bo to Hazz pojechał po moje walizki do starego domu.
Trudno mi było uwierzyć w tak drastyczną zmianę mojego stylu życia, wyglądu i zachowania. Nigdy nie sądziłam, że się zmienię.
Poczułam dłonie na swoich biodrach, a po chwili dotarł do mnie intensywny zapach wody kolońskiej. Ciepły oddech musnął skórę na mojej szyi, powodując ciarki.
- Gotowa?- Przytulił mnie do siebie.
- Nie, spójrz, jak ja wyglądam?- Westchnęłam.
Mieliśmy jechać na zakupy świąteczne, a ja zbieram się od ponad godziny, nie mogąc się na niczym skupić.
- Wszystko w porządku?- Harry podszedł do mnie, kiedy stałam przed otwartą szafą i wyciągałam z niej gruby, brązowy sweter, sięgający mi do połowy ud oraz czarne legginsy.
- To po prostu dziwne.- Westchnęłam.- Nigdy nie sądziłam, że stracę Nialla i że będę spędzać swoje pierwsze rodzinne święta.
- Rodzinne?- Uśmiechnął się głupawo.
- Wiesz, o co mi chodzi! Nie pomyślałam, że spędzę Boże Narodzenie z moim chłopakiem. Ja nawet nie planowałam mieć chłopaka!- Wyrzuciłam z siebie.
- Mam wyjść?- Zaśmiał się żartobliwie, pokazując palcem na drzwi. Pokręciłam tylko głową i szybko przebrałam spodnie, a kiedy przeciągałam sweter przez głowę, Harry podszedł do mnie.
- Czujesz się z tym źle?- Chwycił moje dłonie. Wiedziałam, że dyskretnie pytał, czy po prostu tego wszystkiego żałuję.
- Nigdy.- Uśmiechnęłam się, opierając policzek o jego klatkę piersiową.- Nie zamieniłabym tego, co jest teraz, na nic innego. Nie sądzisz, że jest najlepiej, jak tylko mogłoby być?
- Ja szczęśliwszy chyba nie będę.- Pogładził mnie po plecach, a w jego głosie wyłapałam lekki chichot.
- Jedźmy do tego sklepu, bo chcę to mieć za sobą.
- Lubisz zakupy.- LOKATY dźgnął mnie lekko w bok.
- Ale nie lubię ludzi.- Fuknęłam. Święta to okres, gdzie całe tabuny ludzi zbiegają się do centrum handlowego, aby kupować sobie nawzajem prezenty. To głupie, bo przypominają sobie o najbliższych tylko w Boże Narodzenie i ewentualnie urodziny, podczas gdy powinni cieszyć się ich obecnością cały rok.
Po piętnastu minutach siedzieliśmy już w samochodzie, kierując się do jednego ze sklepów. Ciaśniej oplotłam szyję białym szalikiem i poprawiłam płaszcz. Naprawdę nienawidzę zimy. Do moich uszu docierały dźwięki piosenki z radia i nie mogło to być nic innego, jak "Last Christmas". Dziwię się, że nikogo jeszcze nie znudziła ta melodia, ale to działa tak samo jak "Kevin sam w domu", którego osobiście uwielbiam i zawsze oglądałam go z Niallem.
- Śpiąca królewno...- wyrwał mnie z zamyślenia.- dojechaliśmy. Wysiądź tutaj i poczekaj na mnie, żebyś nie musiałam chodzić w śniegu.- Harry szeroko się do mnie uśmiechnął. Dopiero teraz dostrzegłam, że staliśmy tuż przed wejściem, poniekąd blokując przejazd, ale Styles zupełnie się tym nie przejmował. Kiwnęłam głową na znak, że zrozumiałam i wyszłam z samochodu, uprzednio całując bruneta przelotnie, jakbyśmy mieli się już nie zobaczyć. Wiem, że jakoś to skomentował, bo nie byłby sobą bez odpowiedniej uwagi, jednak nie słuchałam go specjalnie. Skupiłam się na lodowatych płatkach śniegu, które siadały na mojej twarzy i włosach, a także wszędzie indziej. Pobiegłam do wejścia, przepychając się wśród wychodzących ludzi. Wewnątrz budynku było o wiele cieplej, chociaż ustawiłam się tuż przy drzwiach, aby zobaczyć Harry'ego w tym tłumie. Rozluźniłam szalik i rozpięłam płaszcz, chcąc wreszcie poczuć się od nich uwolniona. Wypatrywałam burzy loków, jednak zamiast tego dostrzegłam coś innego. Zamarłam widząc postawione do góry blond włosy z widocznym odrostem. One jednak szybko zniknęły z mojego pola widzenia, a ja zaczęłam się za nimi rozglądać. Musiało mi się przywidzieć.
- Tu jestem.- Usłyszałam tuż za sobą, a kiedy się odwróciłam, na szczęście, był to Hazz. Uśmiechał się uroczo. Za szybko chyba wyłapał, że coś jest nie tak, bo wyraz jego twarzy zmienił się na bardziej poważny.
- Co się stało?
- Wydawało mi się, że widziałam Nialla.- Odpowiedziałam szczerze, bo nigdy nie czułam potrzeby okłamywania go.
- Chcesz wrócić do domu?
- No co ty!- Zaśmiałam się.- Nie zrezygnujemy z zakupów, bo coś mi się uroiło.- Na jego twarz powrócił uśmiech, a ja strzepałam mu z głowy w połowie roztopione płatki śniegu.
- To gdzie pierwsze?- Rozglądnął się. Podążyłam za jego wzrokiem dopiero, gdy zatrzymał się na czymś za mną. Nie wiedziałam, co tam zobaczę, a głupawy uśmieszek chłopaka wcale mi nie pomagał. Kiedy się odwróciłam, dostrzegłam najzwyklejszy sklep z bielizną. Uderzyłam Harry'ego dłonią w klatkę piersiową, a ten zasłonił się rękoma, unosząc lekko jedną nogę, co wyglądało komicznie.
- Spożywcze robimy na sam koniec, a teraz potrzebuję ładnej sukienki, jak pojedziemy do twojej mamy.- Zarządziłam, chwytając jego dłoń. Hazz często rzucał głupawymi propozycjami, aby zaciągnąć mnie do łóżka. Może to zabrzmi nienormalnie w moim przypadku, ale jeszcze ze sobą nie spaliśmy. To co najmniej dziwne, kiedy jako dziewczyna mogę pochwalić się prawie taką samą liczbą zaliczonych facetów, co nie jeden mężczyzna swoją listą kobiet. Wszystko zmieniło się przy Harrym. Chyba pierwszy raz boję się, że mogłabym go rozczarować, choć nie raz słyszałam, że jestem w tym niesamowita. Nie, to nie był powód. Nadal zwlekałam, bo gdzieś z tyłu głowy żyła myśli, że on tylko na to czeka, a kiedy się z nim prześpię, po prostu odejdzie. Powinnam być już pewna, że tak nie jest, odkąd cierpliwie wytrzymuje ze mną każdy dzień od ponad sześciu miesięcy; kiedy codziennie powtarza, jak bardzo mnie kocha i kiedy każdego kolejnego dnia słyszę od niego przeprosiny za to, co zrobił kiedyś. Rozmawiałam z nim nawet otwarcie na temat moich obaw i skończyło się na tym, że zasnęliśmy na niewygodnej kanapie, ponieważ Harry nie chciał mi puścić, dopóki nie uwierzę, że naprawdę mnie kocha. To było głupie, bo powtarzał mi to w kółko i nie pozwalał nawet pójść do łazienki.
- Chanel przestań tak odlatywać, bo zaczynam się martwić!- Szturchnął mnie, teatralnie panikując.- Mów mi w tej chwili, co rodzi się w twojej głowie!- Zażądał i tupnął przy tym nogą, krzyżując ramiona na piersi. Robił to specjalnie, aby mnie rozśmieszyć i żebym zapomniała o tym, o czym do tej pory myślałam.
- Jesteś głupi.- Prychnęłam, sięgając po jedną z ciekawszych sukienek.
- Ale twój.- Ramie bruneta szybko oplotło mnie w talii, a on sam złożył szybki pocałunek na moim policzku.- No już, mów.
- Pamiętasz, jak powiedziałam ci, że boję się, że gdy się z tobą prześpię, to mnie zostawisz, a potem tym przytrzymałeś mnie na kanapie, nie chcąc wypuścić. Groziłam ci, że się zesikam, jak nie pozwolisz mi pójść do toalety.
- Pamiętam.- Wyszczerzył się.- Myślałem, że do ciebie dotarło, ale skoro chcesz powtórkę...- Wzruszył ramionami.
- Nigdy więcej!- Fuknęłam na niego.- Po prostu mi się to przypomniało.
- Przyznaj, że rozważasz pójście ze mną do tamtego z sklepu.
- Nie cierpię cię.
- Ja ciebie też kocham, mała!- Rzucił się na mnie i zaczął całować na środku sklepu. Próbowałam mu się wyrwać, jednak mocno przyciągał mnie do siebie. Śmiał się pomiędzy pocałunkami, jak ja. Ostatecznie zdzieliłam go sukienką, którą miałam z dłoni, a ten w końcu mnie puścił.
- Jesteś naprawdę nienormalny.
- Bo ty to jesteś zdrowa umysłowo.- Wywrócił oczami, za co dostał po raz kolejny.
- Nie wiem, jak to możliwe, że zakochałam się akurat w tobie.
- Też nie wiem, przecież jestem beznadziejny!- Znów się zaśmiał, a potem zaciągnął mnie do przymierzalni. Przemierzając sklep miałam wrażenie, że ponownie widzę blond czuprynę, jednak postanowiłam to zignorować.

~§~

Szliśmy właśnie do kolejnego sklepu, obładowanie w przeróżne torby. Kupiłam parę ubrań, bo nie miałam wiele takich, które pasowałyby do mojego teraźniejszego stylu. Udało mi się nawet znaleźć coś na świąteczny prezent dla Harry'ego. Wiem, że on również coś mi kupił, bo w pewnym momencie zniknął z mojego pola widzenia, a kiedy wrócił, nieudolnie próbował ukryć średnich rozmiarów torebeczkę. Oczywiście udawałam, że nic nie widzę, aby nie robić mu przykrości. Będę też udawała zaskoczoną, kiedy wręczy mi ten prezent. Kupiliśmy też upominki dla mamy Harry'ego oraz jego siostry. Gemma dostanie śliczną bransoletkę z kilkoma wisiorkami, które- jak twierdzi Harry- na pewno jej się spodobają. Musiałam zdać się na niego, ponieważ nie znałam ich za dobrze. To, co kupił swojej mamie Harry, jakoś nie wpadło mi w ręce, więc nie jestem pewno, co to tak właściwie jest, jednak Styles również upierał się, że się jej spodoba i mam się nie przejmować. Stresowałam się tymi głupimi prezentami, bo chciałam, aby wszystko było idealne. Nie chciałam rozczarować rodziny Hazzy, a zdawałam sobie sprawę, że jestem najgorszą możliwą dziewczyną na tym badziewnym świecie.
- Chodź do kawiarni!- Poczułam lekkie szarpnięcie, które spowodowało, że się zatrzymałam.
- Co? Nie, nie ma czasu! Musimy jeszcze...
- No chodź.- LOKATY wywrócił na mnie oczami. Zanim zdążyłam ponownie zaprotestować, staliśmy już w drzwiach małego lokalu, którego atmosfera wydawała się niewiarygodnie przyjazna. Harry kazał mi zająć miejsce, a sam poszedł zamówić dwie porcje gorącej czekolady. Odszedł, podczas gdy ja rozglądnęłam się za wolnym stolikiem. Prawie zamarłam, kiedy jedyne wolne miejsce było obok niego. Niall siedział z samego tyłu sali w najbardziej oddalonym rogu razem ze śliczną brunetką. Westchnęłam. Chciałam wyjść, jednak Harry już zamawiał, a ja po prostu usiadłam z nadzieją, ze mnie nie zauważy. Na szczęście tak było. Opuściłam lekko głowę, chowając twarz we włosach, a Niall był zbyt zajęty swoja koleżanką, żeby chociażby na mnie spojrzeć. Usiadłam tyłem do nich, zajmując się swoim telefonem. Pisałam bezsensowne literki, żeby nie wyglądać głupio.
- Naprawdę!- Wyłapałam fragment ich rozmowy.- Pojechaliśmy na paintball'a, a ona zmiotła mnie z powierzchni ziemi!- Zaśmiał się, a ZARAZ po nim ta dziewczyna. Rozmawiali o mnie? Nie. Byłam z Niallem na paintballu, ale on o mnie zapomniał.
- Poznasz mnie z nią kiedyś, prawda?
- Nie.- Odpowiedział trochę ciszej.- Pokłóciliśmy się, a ona wyjechała. Na początku wcale nie chciałem się z nią kontaktować, miałem zamiar zapomnieć, ale wystarczyły mi trzy dni, żeby uświadomić sobie, że tak się nie da. Próbowałem ją znaleźć, ale zmieniła numer, więc praktycznie nic nie wiedziałem. Poddałem się, po prostu...
- Och...- To była jedyna odpowiedź tej dziewczyny. Niall próbował mnie przeprosić? Myślałam, że całkowicie mnie olał.- Wielka szkoda, chciałabym ją poznać, bo wydaje się naprawdę wspaniałą osobą. Nie miałeś możliwości poszukania jej? Przecież się nie rozpłynęła!
- Taa, mieszka w Londynie, mała.- Wymamrotał i wiedziałam, że własnie przytulił swoja towarzyszkę.- Zmieniła się i jest teraz modelką. Wiesz, szycha w świecie aparatów.- Zachichotali.- Mógłbym jej szukać, ale po co, kiedy wiem, że jest teraz szczęśliwa, a ja mógłbym tylko zaburzyć jej nowe, poukładane ŻYCIE? Wiem, że się zmieniła i wydoroślała, a ja nadal jestem idiotą.
- Tak, jesteś niedojrzałym gnojkiem.- Prychnęła, a ja musiałam powstrzymać śmiech.
- Chanie, księżniczko, skończyło im się kakałko!- Przede mną wyrósł Styles, który robił minę zbitego psiaka. On również zachowywał się jak dzieciak, ale uwielbiałam to w nim.- Mam za to kawę i kolegę, który gadał o tobie w kolejce.- Zaśmiał się, a ja dopiero teraz zauważyłam, że obok bruneta stał niższy od niego szatyn z szerokim uśmiechem.
- Co?- Powiedziałam równocześnie z Niallem, ale postanowiłam go zignorować. Chciałam wyjść, uciec, cokolwiek. Harry dopiero teraz zauważył, że tuż za mną siedział Horan i o mało nie upuścił kubków, kiedy to do niego dotarło.
- Śledzę twoja karierę od początku i naprawdę cię lubię, mógłbym zrobić sobie z tobą zdjęcie?- Zagaił chłopak, który nie był w żadnym stopniu świadom, co się dzieje. Był również pierwszą osobą, jaka rozpoznała mnie tak po prostu.
- Tak, jasne.- Kiwnęłam głową, chcąc zachować się naturalnie. Zrobiliśmy sobie jedno zdjęcie, a potem porozmawiałam krotko z chłopakiem, a ten odszedł uradowany. Dopiero teraz skupiłam się na Niallu, który wpatrywał się we mnie z otwartą buzią i próbował coś z siebie wydusić. Jednak Harry go wyprzedził i chwycił moją dłoń, dodając mi odwagi.
- Chcesz wyjść?- Zapytał spokojnie.
- Nie, to tylko Niall.- Wzruszyłam ramionami, zajmując swoje wcześniejsze miejsce. Chciałam go zignorować i chciałam się przyzwyczaić do tego, że mogę go gdzieś spotkać. Oddychałam powoli, a Horan usiadł naprzeciwko mnie, jakby gdyby nigdy nic.
- Przepraszam.- Wydusił. Przeanalizowałam go wzrokiem, kiedy bawił się nerwowo palcami. Jego dziewczyna stała kawałek dalej w bezpiecznej odległości, nie chcą się najwyraźniej wtrącać.- Wcale tak nie myślałem.- Odezwał się ponownie, a jedyne co zrobiłam, to uśmiechnęłam się do niego w odpowiedzi, a potem zwyczajnie przytuliłam, pochylając się nad stolikiem. Lepiej nie mogło być. Miałam pracę, kochającego chłopaka, idealne życie i odzyskałam najlepszego przyjaciela, który najwyraźniej też świetnie sobie poradził.

~~~~~~~~~~

Koniec... Epilog jest najdłuższy i równocześnie najprzyjemniej mi się go pisało. Blog dobiegł końca, a ja chciałabym Wam wszystko wytłumaczyć. Osoby uważne na pewno dostrzegły, że cała historia nie opierała się na zmianie Stylesa. Nigdy nie chodziło o niego. To Harry nieświadomie pomógł zmienić się Chanel, która była po prostu zagubiona. Żadna z rad nie dotyczyła bezpośrednio Harry'ego. Zawsze była uświadomieniem sobie czegoś przez Chan. Chciałam Wam przekazać, że to, co dzieje się wokół nas, często ma bezpośredni wpływ na nasze zachowanie. Zdarzenia nieświadomie kształtują naszą osobowość, nawet jeżeli doradzamy komuś innemu. Nie bójcie się szukać sensu, czy wyciągać wniosków. Obserwujcie i dostrzegajcie to, czego nikt inny nie dostrzeże.
Dziękuję, że byliście ze mną do końca, że mnie wspieraliście i że tak bardzo polubiliście tę historię, chociaż dla mnie była ona beznadziejna. Może i była, ale wiem, ze jakiś przekaz posiadała i na pewno nie poszła na marne.
Od początku wakacji ruszę z nowym opowiadanie pt. "Reputation", którego prolog znajdziecie już u mnie na profilu na Wattpad, a tym czasem zachęcam do czytania "Demonic". (Blogi NIE pojawią się na Bloggerze)
Jeszcze raz dziękuję! (Jestem beznadziejna w takich gadkach XD)

wtorek, 9 czerwca 2015

Rada #60

Już wszystkie moje  rzeczy były w walizkach. Torby stały przed drzwiami, a ja spokojnie chodziłam po domu i zbierałam całą resztę do kartonów. Co jakiś czas ocierałam wierzchem dłoni pojedyncze łzy, które spływały po moich policzkach. Jeden karton wypełniłam jakimiś książkami, które zdążyłam zgromadzić podczas całej mojej egzystencji. Nie chciałam zostawiać tu zupełnie nic, nie miałam ochoty tu wracać.
- Gdzie chcesz to wszystko zabrać?- Odezwał się w końcu Harry, który obserwował moje postępowania. Wcześniej zaproponował pomoc, ale zbyłam go, tłumacząc, że nie wie, co spakować.
- Nie wiem! Do hotelu, gdziekolwiek!- Cisnęłam obrazkiem do kolejnego pudełka.
- Chętnie bym cię przygarnął, ale właśnie dowiedziałem się, że chwilowo znów jestem bezdomny.- Spojrzałam na niego, a ten patrzył zdegustowany na swój telefon, który trzymał w ręku.
- Co?
- Nie wiem, co powiedziałem Emily, ale najwyraźniej nie chce mnie widzieć.
- Nie przypominasz sobie?- Zmarszczyłam brwi, zaprzestając na chwilę wszystkich swoich czynności.
- Nie.- Pokręcił głową.- Przeproszę ją kiedy indziej, teraz są ważniejsze sprawy.- Schował telefon do tylnej kieszeni spodni.- Myślę, że moglibyśmy chwilowo pojechać do mojej mamy. Ona z chęcią nas przygarnie na czas, kiedy poszukamy jakiegoś mieszkania.- Mimowolnie zachłysnęłam się powietrzem, co sprawiło, że Harry przestał mówić. Spojrzał na mnie pytająco, a po chwili zorientował się, co tak właściwie powiedział. Wpatrywałam się w niego, próbując przypomnieć sobie o oddychaniu. Widziałam, jak brunet robi się czerwony na twarzy i spuszcza głowę.
- Przepraszam, nie chciałem...
- W porządku.- Ocknęłam się, uśmiechając szeroko.- Właśnie nieświadomie zaproponowałeś mi, żebym z tobą zamieszkała, ale nie będę tak okropna i pozwolę ci przemyśleć tę decyzję.
- Mnie?
- Tak. Jestem pewna, że wyrzuciłbyś mnie już po dwóch dniach.- Powstrzymywałam śmiech, a on to najwyraźniej zauważył.- Spójrzmy prawdzie w oczy- jestem nieznośna.
- Próbujesz mi przekazać, że jesteś w stanie się poświęcić i zniszczyć resztę mojego życia?- Odpowiedział w ten sam sposób, w który do tej pory robiłam to ja. Uśmiechnął się niezauważenie i zrobił kilka kroków w moją stronę.
- Taa, myślę, że mogę budzić się codziennie rano w tym samym łóżku co ty i zatruwać ci dzień już w momencie, w którym otworzysz oczy.- Również podeszłam do niego i teraz dzieliła nas naprawdę mała odległość. Brakowało dosłownie centymetrów, aby nasze ciała szczelnie do siebie przylegały. Jednak teraz staliśmy naprzeciw siebie, patrząc wyzywająco w oczy drugiego. Rzucaliśmy sobie ogromne wyzwanie, bo doskonale wiedzieliśmy, że zamieszkanie razem to ważna decyzja, a w szczególności, jeżeli chodzi konkretnie o naszą dwójkę. Ja jestem wredna i arogancka, a Harry nie będzie mi dłużny, o czym doskonale wiem.
- A ja myślę, że mógłbym się poświęcić i dawać ci powody do wrednych uwag.- Przerwał chwilową ciszę, a ja dłużej nie mogłam powstrzymywać swojego uśmiechu. Naprawdę wierzyłam, że z Harrym mogłoby się nam udać. Jestem świadoma, że tak naprawdę mogę nic o nim nie wiedzieć, bo przecież stworzył wizerunek dawnego siebie, którego tak bardzo polubiłam, jednak zapewniał, że nie kłamał. Mówił, że wszystkie nasze rozmowy były tym, co wtedy myślał, a nie tym, co uznał za słuszne do powiedzenia. Może byłam idiotką, ale mu wierzyłam.
- Naprawdę chciałbyś ze mną zamieszkać?- Czułam, że lekko się denerwuję, a to było okropne uczucie. Tym razem oczekiwałam szczerej, a nie sarkastycznej odpowiedzi.
- Jeżeli ty też tego chcesz.- Mruknął, a jego dłonie odnalazły moje i pociągnęły mnie do niego, pokonując ostatnią wolną przestrzeń między nami.- Kocham cię, Chanie i jeżeli tylko mi wybaczysz, to zrobię wszystko, by być tym, kogo potrzebujesz i aby zasłużyć sobie na miejsce obok ciebie.
- Już dawno ci wybaczyłam.- Westchnęłam. Prawda była taka, że nieważne co mi zrobił, nie mogłam o nim zapomnieć. Chłopak uśmiechnął się szeroko, a potem mocno mnie przytulił.
- Porozmawiamy o tym później, bo teraz się chyba wyprowadzasz.- Pogładził mnie po plecach. Kiwnęłam twierdząco głową, a potem wróciłam do zbierania swoich rzeczy. Miałam nadzieję, że naprawdę uda nam się ułożyć jakoś wspólne życie. Nie chciałam go opuszczać i liczyłam, że on nie chce zostawić mnie.
- Nie chcę jechać do twojej mamy.- Wróciłam do tematu sprzed zamieszkania razem.
- Nie lubisz jej?
- Nie.- Oburzyłam się.- Jest świetna, ale to nie najlepszy pomysł. Pojadę po prostu do hotelu.
- Z tymi wszystkimi rzeczami?
- Nie chcę ich tu zostawiać, bo będę musiała po nie wrócić.- Skrzywiłam się. Zanim się obejrzałam, Harry odbierał mi z rąk pełne pudło i odłożył je na stolik.
- Przyjadę z tobą.- Zapewnił.- Odłożymy to do twojego pokoju i wrócimy, kiedy znajdziemy mieszkanie. Teraz weźmiemy najpotrzebniejsze rzeczy i przenocujemy w hotelu, dobrze?- Ciężko mi było się nie zgodzić, kiedy Styles stał już jedną stopą na schodach, chcąc odnieść tam pudła.   Przytaknęłam jedynie skinieniem głowy. Harry odniósł wszystkie rzeczy do mojego pokoju, a ja w tym czasie ubrałam buty i zaczekałam na niego w przedpokoju. Zszedł dość szybko i jeszcze szybciej opuścił dom z moim bagażem. Jednak kiedy wkładał go do mojego samochodu, na podjazd wjechał drugi samochód. Jak najszybciej chciałam odjechać, ale nie zdążyłam, bo przyciemniana szyba zjechała na dół i ukazała twarz Louisa. Siedział za kierownicą, a obok niego na fotelu pasażera spał Niall. Był zalany w trzy dupy i miałam wątpliwości co do tego, czy w ogóle jeszcze oddycha. Harry wymienił się z Louisem niezrozumiałym spojrzeniem, co od razu obudziło moje obawy. Zaczęłam uświadamiać sobie, że to tylko kolejna gra, nowy zakład, aby zatrzymać mnie przy sobie i przykładowo przelecieć. Długo nie mogłam powstrzymać tych myśli.
- Styles.- Brunet wysiadł z samochodu i oparł się o drzwi, patrząc na mnie przelotnie. Uśmiechnął się głupawo.
- Wsiadaj, Chan.- Harry kompletnie go zignorował, a kiedy znalazłam się w aucie z zapiętymi pasami, uświadomiłam sobie, że Lokaty o mało nie rzucił się na drugiego. Przecież nie mógł go winić o całą sytuację, bo on też był winny. Postanowiłam przemilczeć tę sprawę, nie miałam ochoty na zbędne myśli, których i tak było zbyt wiele. Postanowiłam zacząć nowe życie, pozostawiając wszystko inne za sobą. Chciałam wyzbyć się przeszłości i wszystkiego tego, co sprawiało, ze wstydziłam się sama za siebie. Chciałam skończyć z pracą w klubie, co tak właściwie już zrobiłam, chciałam przestać imprezować i skupić się na tych prawdziwych wartościach życia. Chciałam pozostawić wszelkie krzywdy za sobą, aby skupić się na czymś całkowicie nowym. Miałam nadzieję, że uda mi się zmienić dla osoby, która jako pierwsza mnie ujarzmiła. Wiedziałam, że prędzej czy później ktoś sprowadzi mnie na ziemię i teraz wiem, kim jest ta osoba.
- Kocham cię.- Przerwałam ciszę, panującą w samochodzie. Bałam się spojrzeć na niego, bo nie byłam w ogóle przyzwyczajona do wyznawania sobie uczuć i było to dla mnie co najmniej żenujące. Jednak gdy spojrzałam kątem oka na jego twarz- uśmiechał się. Dołeczki na jego policzkach były głębsze niż zazwyczaj.
- Ja ciebie też kocham, Chanel.- Odpowiedział, kładąc dłoń na moim kolanie. Szybko po nią sięgnęłam i splotłam razem nasze palce. Czas na nowe życie.

Rada sześćdziesiąta: Każda podjęta decyzja jest prawidłowa.

~~~~

Wierzyć albo nie wierzyć, ale to koniec... W najbliższym czasie opublikuję jeszcze epilog i zaczniemy z nowym blogiem- Reputation. Mam nadzieję, że przyjmiecie go równie dobrze! :)

środa, 3 czerwca 2015

Rada #59

Ciężar ramienia był naprawdę przytłaczający, jednak dopiero kiedy otworzyłam oczy, zorientowałam się, że nie tylko ramię Harry'ego przygniata mnie do łóżka. To on cały leżał na mnie. Nie wiedziałam, które nogi są moje, a które jego. Plątałam się w tym i było mi niewygodnie, ale nie chciałam go budzić. Zbyt spokojnie wyglądał z głową na mojej piersi. Nie mogąc się powstrzymać, wplotłam palce w jego włosy, a potem odgarnęłam niesforną grzywkę, która wpadała mu w zamknięte oczy. Szybko tego pożałowałam, bo jego powieki drgnęły i po chwili zamrugał parę razy, odnajdując mnie swoim spojrzeniem. Uśmiechnął się, co odwzajemniłam, ale i tak wolałam, kiedy spał. Był po prostu idealny. I chciałam, żeby był mój, ponieważ ja już należałam do niego.
- Dziękuję.- Wymamrotał poranną chrypką, wzmacniając uścisk, w którym tkwiliśmy. Już miałam zapytać, dlaczego dziękuje, ale przerwało mi pukanie do drzwi. Ktoś, a raczej Niall, nacisnął klamkę, przez co wstrzymałam oddech, ale drzwi były zamknięte. Nie pamiętam, żebyśmy je zamykali.
- Ja to zrobiłem.- Odezwał się Harry, jakby czytał w moim myślach.
- Chanel, wszystko w porządku?- Głos Nialla do mnie dotarł, dlatego musiałam wstać i ratować jakoś nas oboje. Zanim otworzyłam drzwi, wzięłam głęboki oddech. Uchyliłam lekko drzwi i wystawiłam głowę przez szparę.
- Co?- Mruknęłam.
- Coś się stało?
- Nie.- Odpowiedziałam, kiedy blondyn przewiercał mi dziurę w głowie.
- Mogę wejść?
- Jestem naga.- Wymyśliłam na poczekaniu. To było trudne, udawać przed nim całkowity spokój i zaspanie. Co z tego, że obudziłam się przed chwilą? Jego 'napad' postawił mnie nogi lepiej niż kawa zaraz z rana.
- Zejdziesz na śniadanie?- Kontynuował.
- Nie jestem głodna, Niall, ale dziękuję.- Wymusiłam na sobie uśmiech i cofnęłam się do pokoju, chcą zamknąć drzwi. Pragnęłam, żeby ta zbyt cienka warstwa drewna oddzieliła mnie od niego, ale zamiast tego Horan wpakował się do środka. Zablokował drzwi stopą i po prostu wszedł.
- Dla...- Przerwał, kiedy tylko zobaczył Harry'ego na moim łóżku. Brunet podpierał się na łokciach i wpatrywał prosto w blondyna, jakby w ogóle nie docierało do niego to, co się dzieje. Może właśnie tak było, ponieważ ledwo co się obudziliśmy.
- Wynocha, Niall! To moja sypialnia!- Warknęłam pierwsza, kiedy zauważyłam, że ten chce coś powiedzieć. Starałam się brzmieć stanowczo, choć obawiałam się tego wszystkiego.
- Co on tu robi?- Kompletnie zignorował moje wcześniejsze słowa. Był zły, a przecież nie miał prawa. Zrobię, co tylko będę chciała.
- Powiedziałam, żebyś wyszedł.
- Wyszedł?- Prychnął.- Wyszedł?! Za kogo ty się, do cholery, masz?!
- O co ci chodzi?!- Sama zaczęłam krzyczeć, próbując być głośniejsza od niego.
- Jeszcze pytasz?! Odkąd pamiętam skaczę wokół ciebie, robię wszystko, czego chcesz! Jestem na każde twoje skinienie i za każdym razem to ja wysłuchuje, jak żalisz się na cały świat. Staram się jak mogę, a ty sprowadzasz do domu tego gnojka, przez którego musiałem patrzeć jak płaczesz?! Gdybym ja coś takiego zrobił, nigdy byś mi nie wybaczyła! W czym, kurwa, jest lepszy ode mnie?!
- Dlaczego się wyżywasz na mnie?! To nie moja wina, że cię nie kocham!- Wyrzuciłam ręce w powietrze. Nie miałam wpływu na to, co czuję.- Chcę, żebyś wyszedł.
- Teraz mnie wyrzucasz, a kiedy dowiedziałaś się prawdy, to płakałaś na moim ramieniu! To mi opowiadałaś o swoim ojcu, to ja byłem przy tobie, kiedy budziłaś się w nocy przez koszmary!- Krzyczał na mnie coraz głośniej, a ja miałam wrażenie, że staję się mniejsza. Z każdym kolejnym słowem kurczyłam się na jego oczach, a w moim sercu rodził się ogromny ból. Zadawane przez niego ciosy były bolesne. Każde słowo było tym, czego nigdy nie powinien powiedzieć. Nie mogę zabronić mu tak myśleć, ale nie może mówić mi tego w twarz. Wbijał mnie w ziemię, a ja czułam łzy, napływające do moich oczu.
- Myślałaś, że jesteś pępkiem świata, a ja przytakiwałem! Za kogo się masz, Chanel, żeby bezkarnie miażdżyć czyjeś uczucia?! Jak zwykła suka bawisz się ludźmi! Do teraz nie mogę sobie wybaczyć, że cię poznałem!
- Żałujesz? Żałujesz?!- Powstrzymałam ból, który rozrywał mnie od środka.- Dobra! Skoro tak bardzo mnie nienawidzisz, to dzisiaj po południu już mnie tu nie będzie! Ta bezlitosna suka zniknie z twojego życia!
- Świetnie!- Warknął i wyszedł, trzaskając drzwiami.
- Świetnie!- Krzyknęłam za nim, a po chwili dotarł do mnie huk drzwi frontowych. Stałam chwilę dość oszołomiona. Nie wykorzystywałam go, prawda? To nie moja wina, że nie odwzajemniam jego uczuć, tak? Nie mogę robić tego wbrew sobie... Z każdą sekundą czułam jeszcze większy ból. Pożarał mnie. Miałam ochotę zniknąć. Tak właśnie czułam się całe życie- winna. Nie ja zawiniłam tym, jaka jestem.
- Chanel?- Usłyszałam za sobą, ale nie chciałam się odwracać. Dopiero kiedy poczułam duże dłonie na mojej talii, opamiętałam się.
- Chanel, nie płacz.- Odruchowo zmarszczyłam brwi, dotykając swojego policzka. Był mokry. Płakałam? Cała prawda powoli zaczęła do mnie docierać. Wszystko stawało się jaśniejsze i bardziej dotkliwe. Straciłam najlepszego i jedynego przyjaciela.
- To moja wina.- Wydukałam, wtulając się w tors chłopaka.
- Chanie...- Westchnął. Staliśmy tak dość długo. W kompletnej ciszy, bo nie byłam w stanie nic powiedzieć. Moczyłam tors Harry'ego, chcąc zniknąć. Czułam się cholernie winna. Dopiero po jakimś czasie zaczęło brakować mi łez. Oddychałam bardziej miarowo i odzyskując energię, wyrwałam się z uścisku Stylesa. Rzuciłam się do walizki, ciskając do niej każdą rzeczą, jaka wpadła mi w ręce. Nienawidzi mnie, to zniknę z jego życia.
- Co robisz?
- Pakuję się.- Odpowiedziałam, a po chwili poczułam delikatny, ale stanowczy uścisk na nadgarstkach.
- Nie możesz.
- Właśnie, że mogę! Skoro on żałuje naszej przyjaźni, to spokojnie mogę dać mu już spokój!- Chciałam się wyrwać, aby kontynuować pakowanie, ale Harry mi na to nie pozwolił.
- Nie mogę być powodem, dla którego stra...
- Nie jesteś.- Przerwałam mu.- To nie twoja wina. Ja mam prawo robić, co chcę, więc dlaczego on ma mną sterować? Powiedział to, co myślał. Tyle mi wystarcza.
- Gdzie pójdziesz?
- Gdziekolwiek.- Wzruszyłam ramionami. Poczułam, jak brunet rozluźnia uścisk, jednak tym razem zamiast nadgarstków, jego dłonie ujęły moją twarz, zatrzymując mnie w miejscu.
- Wiesz, że pójdę za tobą?
- Nie idź za mną, chodź ze mną.- Brunet uśmiechnął się delikatnie.- Nie radzę sobie z miłością do ciebie.- Westchnęłam.


Rada pięćdziesiąta dziewiąta: Nie pozwól sobie stracić szczęścia.

sobota, 23 maja 2015

Rada #58

Mimowolnie wstrzymałam powietrze. Otworzyłam szerzej oczy, jakby to miało mi w czymś pomóc. Nie wiem, czy jego słowa mnie zabolały, czy sprawiły, że stałam się najszczęśliwszą dziewczyną na świecie. Wstałam tak szybko, jakbym właśnie siedziała na rozżarzonym węglu. Rzuciłam się na drzwi, otwierając je gwałtownie.
- Ty co?- Niemal krzyknęłam, a Harry podniósł się równie szybko, co ja. Chciał coś powiedzieć, jednak nie zdążył, ponieważ przywarłam do niego, oplatając go ramionami. Desperacko pragnęłam, żeby to odwzajemnił i panikowałam, kiedy przez dłuższą chwilę się nie ruszył. Uspokoiłam emocje dopiero, kiedy poczułam jego dłonie, głaszczące moje plecy. Zadziwiłam sama siebie. Nawet ja nie przewidziałam takiej reakcji, co było straszne! Miałam potrzebę panowania nad wszystkim!
- Zakochałem się w tobie, Chanel. W tak głupi i szczeniacki sposób, że zacząłem wierzyć, że naprawdę potrzebuję twoich rad, bo bałem się, że nigdy nie będę wystarczająco dobry dla ciebie.- Wymamrotał, chowając twarz w moich włosach. Nie puszczał mnie i to było najwspanialsze. Czułam, że on naprawdę kocha mnie. Mnie, a nie moje ciało.- Sprawiłaś, że naprawdę zmieniłem się w kompletnie niedoświadczoną ciotę.- Zaśmiał się.
- Chodź do środka, idioto.- Odsunęłam się od niego i w odpowiedzi dostałam lekki uśmiech.
- Mogę?- Zapytał, dając mi do zrozumienia, że chce mnie podnieść. Kiwnęłam głową i oplotłam jego szyję ramionami, upewniając się, że nie spadnę. Moje stopy oderwały się od ziemi i oboje weszliśmy do salonu, gdzie Harry odstawił mnie na podłogę. Nie mogłam powstrzymać uśmiechu, który mimowolnie pojawiał się na mojej twarzy. Jeszcze nie wiedziałam, co chcę zrobić. Nie wiedziałam, czy mu wybaczyć, czy po prostu zapomnieć. Czułam się cholernie niepewnie, co mnie dobijało. Przeniosłam wzrok na twarz Stylesa, który również delikatnie się uśmiechał. Patrzył na mnie nieprzerwanie i zdawało mi się, że nawet nie mruga. Ten moment był wspaniały. Nie potrzebowaliśmy ani jednego słowa, żeby wiedzieć, czego chce druga osoba. Wystarczała sama obecność. Ale mi towarzyszyło coś jeszcze. Okropny ból w klatce piersiowej, kiedy uświadamiałam sobie, jak bardzo mnie skrzywdził. Zdawałam sobie sprawę, że pozwoliłam mu- jako pierwszemu- nad sobą zapanować. Byłam całkowicie niezależna, uparta, nie słuchałam nikogo wokół, bo przecież to moje życie i moje zasady. A potem pojawił się on i nawet nie wiem, kiedy zaczął nade mną górować. Zaczął wzbudzać obawy, że może powiem coś nie tak, sprawił, że zaczęłam zastanawiać się, czy aby na pewno wszystko, co robię, jest dobre. Bolało mnie, że osoba, której pozwoliłam się okiełznać, była równocześnie osobą, która mnie zraniła.
Nawet nie zauważyłam, kiedy odwróciłam głowę w bok, chcąc ukryć kolejne łzy, jakie desperacko próbowały wydostać się na zewnątrz.
- Chanie, wszystko w porządku?- Odezwał się natychmiastowo, kiedy zobaczył moją reakcję. Podszedł bliżej, a jego chłodne dłonie zetknęły się z moim policzkiem. W odpowiedzi pokręciłam przecząco głową. Nie było 'w porządku', ja nie byłam 'w porządku'. Czułam się wyżarta, wyniszczona, obolała... krucha...
- To boli.- Szepnęłam, a chłopak mocno mnie przytulił. Chciałam, żeby było pięknie, ale tak nie mogło być.
- Przepraszam.- Wymamrotał, chowając twarz w moich włosach.- Nigdy więcej cię nie skrzywdzę, przysięgam. To...
- Nie składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać.- Przerwałam mu. Tkwiliśmy bez ruchu przez dłuższy czas, aż ostatecznie to on się odsunął i mogłam dostrzec jego przekrwione oczy, mokre od łez.
- Chanel, jeżeli tego właśnie chcesz, to odejdę. Muszę mieć tylko pewność, że mi wybaczyłaś, bo ja nie mogę wytrzymać ze świadomością, że zraniłem kogoś tak skrzywdzonego, jak ty.- Nie odpowiedziałam. Nie wiedziałam, co? W tym tkwi mój problem, ja nie potrafię. Związek nie jest dla mnie. Nie wiem, jak się zachować, co zrobić, co powiedzieć. Związek i miłość to zupełnie nie mój świat. To mnie hamowało. Strach przed nieumyślnym skrzywdzeniem go. Wciągnęłam głośno powietrze do płuc.
- Chcesz spać na kanapie, czy w swo... w pokoju gościnnym.- Poprawiłam się, uświadamiając, że Harry już tu nie mieszka i zapewne nigdy nie będzie.
- Mogę spać u ciebie?
- To nie jest dobry pomysł.- Odpowiedziałam natychmiastowo. Chociaż cholernie pragnęłam jego bliskości, chciałam, żeby mnie przytulił, żebym mogła w nocy wtulić się w jego tors, aby zapomnieć o wszelkich problemach, to musiałam się powstrzymać. To była straszliwie idiotyczna, a zarazem kusząca, propozycja, ale nie...
- Nie wejdę do twojego łóżka. Mogę spać na podłodze, a nawet w ogóle nie spać, byle obok ciebie.
- Nie, nie chodzi o łóżko.- Pokręciłam głową.- To po prostu nie jest dobry pomysł.
- Tak, masz rację. Przepraszam.- Wymamrotał i spuścił wzrok na swoje stopy. Wyglądał niesamowicie. Dla mnie cały był niesamowity. Miałam ochotę rzucić się na niego i wybaczyć wszystko, co do tej pory mi zrobił. Ba! Ja już dawno mu to wybaczyłam, ale boję się. Wierzę mu, że mnie pokochał, choć sama siebie tym dziwię. Miłości nie ma, a tym bardziej w stosunku do mnie. Ja nie kocham innych i inni nie kochają mnie. Problem w tym, że chyba jednak kocham i nie potrafię sobie z tym w żaden sposób poradzić.
- Możesz...- Powiedziałam nagle, w ogóle nad tym nie panując. Jednak teraz było już za późno i odwrót nie wchodził w grę. Dostrzegłam, rosnący na ustach Harry'ego, uśmiech. Jego oczy zaświeciły iskierką szczęścia, co mnie samą uszczęśliwiło. Zanim się obejrzałam, Hazz niósł mnie po schodach na górę. Do tej pory byliśmy jak najciszej i teraz też tak musiało być, aby nie obudzić Nialla. Lokaty otworzył drzwi do mojej sypialni, gdzie odstawił mnie na podłogę. Zamknął sypialnię, a potem zrzucił koszulkę. Musiałam wpatrywać się w niego z otwartą buzią, bo cicho się zaśmiał. Zrobiło mi się głupio, ponieważ ja nigdy nie śliniłam się na widok żadnego chłopaka, więc dlaczego tak dzieje się w stosunku do Hazzy? Opamiętałam się i wgramoliłam do łóżka, podczas gdy on nadal stał w tym samym miejscu.
- Mógłbym tylko jakiś koc i poduszkę?- Odezwał się w końcu, a ja spojrzałam na niego lekko zdezorientowana. Zrozumiałam, że naprawdę chciał spać na podłodze.
- Chodź do łóżka.- Mruknęłam i zrobiłam mu miejsce. Nie musiałam dwa razy powtarzać, bo chyba chciał wykorzystać propozycję, zanim się rozmyślę. Odwróciłam się plecami do niego i mogłam uśmiechnąć tak szeroko, jak nigdy dotąd, bo nie widział mojej radości, której się wstydziłam. Co on ze mną zrobił?!
- Będzie ci nie wygodnie.- Tym razem to ja przerwałam ciszę. Nie dostałam odpowiedzi, w czym wywnioskowałam, że mam kontynuować.- W jeansach.- Dopowiedziałam. Znów nic nie odpowiedział, jednak zdjął spodnie i rzucił je na podłogę, bo doskonale wiedział, że się tym nie przejmę, ani go nie okrzyczę. Zamknęłam oczy, a po dłuższej chwili poczułam ciężkie ramię, które oplotło mnie w talii i dłoń, która odnalazła moją. Przysunął się bliżej i teraz przylegałam plecami do jego torsu.
- Kocham cię, Chanie.- Wymamrotał. Nie byłam do końca pewna, czy myślał, ze śpię i tego nie usłyszę, czy chciał mi to powiedzieć.
- Ja ciebie... chyba... też.- Wydukałam i poczułam, jak zaciska palce na moich. Po raz kolejny nic nie odpowiedział, co strasznie mnie irytowało, ale zdawałam sobie sprawę, że najwyraźniej nie potrzebuję zbędnych słów w tej sytuacji.


Rada pięćdziesiąta ósma: Naucz mnie kochać.

środa, 20 maja 2015

Rada #57

Na począku chciałam zaprosić na nowe opowiadanie pt. 'Demonic', które znajdziecie na moim profilu na Wattpad. Wystarczy, że klikniecie w link na obrazku po prawej stronie, a przeniesie Was do SE na moim profilu, skąd znajdziecie już Demonic :)

Już prawie udało mi się zasnąć, kiedy usłyszałam głośne walenie do drzwi. Podniosłam się na łokciach, wyplątując z uścisku Nialla. Chłopak spojrzał na mnie lekko zdezorientowany, jednak wstał, naciągając na nogi swoje dresy. Również zwlokłam się z łóżka, ubierając jego koszulkę i oboje wyszliśmy z sypialni, idąc na dół. Było dość późno, a ja nie miałam zielonego pojęcia, kto mógłby dobijać się do nas o tej porze. Weszłam do kuchni, aby spojrzeć przez okno na ulicę, kiedy Niall poszedł otworzyć. W świetle latarni zobaczyłam znany mi samochód, dlatego niemal pobiegłam do drzwi.
- Co ty tu, do cholery, robisz?!- Przepchnęłam się koło Horana, stając twarzą w twarz z Harrym. Brunet przyglądał mi się uważnie, aż uderzył we mnie smród alkoholu. Skrzywiłam się i spojrzałam jeszcze raz na samochód. Nie sądziłam, że mógłby prowadzić pijany i nie myliłam się. Obok stała Emily, ale była na tyle daleko od nas, że nie dostrzegłam jej od razu.
- Wypierdalaj.- Poczułam szarpnięcie, kiedy Niall stanął przede mną, chowając mnie za swoimi plecami. Miałam ochotę rzucić się na tego gnojka! Dlaczego on przychodzi tutaj pijany i to w dodatku z nią?
- Przepraszam, Chanie.- Wybełkotał, tracąc równowagę. Na szczęście złapał się ściany.
- Zabierz go stąd! Nie chcę mieć z nim nic wspólnego!- Krzyknęłam na dziewczynę, która widząc, że się do niej odezwałam, podeszła znacznie bliżej, stając tuż za Harrym.
- Przepraszam, mówiłam mu, że to najgorsze, co może teraz zrobić, ale się uparł.- Westchnęła, kładąc dłoń na jego ramieniu.- Chodź, idioto. Może porozmawia z tobą, kiedy wytrzeźwiejesz.- Zwróciła się do niego tak, jakby mnie tam w ogóle nie było.
- Nigdzie nie idę.- Wyrwał się.- Chanel...
- Spierdalaj, Styles.- Niall wciągnął mnie do środka i zatrzasnął drzwi, przekręcając zamek. Westchnęłam poirytowana. Cieszyłam się, że przyszedł, ale nie w takim stanie i nie z nią. Sama nie wiem, czy byłam na niego zła. Weszłam po schodach i wróciłam do swojej sypialni. Położyłam się z powrotem, a po chwili Niall do mnie dołączył. Zamknęłam oczy, jednak nie mogłam zasnąć. Ostatecznie skończyłam, wpatrując się ślepo w punkt przed sobą. Blondyn zaczął pochrapywać, a ja nadal nie zmrużyłam oka.
Minęły może dwie godziny, kiedy postanowiłam pójść napić się mleka. Ludzie podobno po tym łatwiej zasypiają, więc chciałam spróbować, a jeżeli nie zadziała, wezmę tabletki nasenne. Zawsze jest jakieś rozwiązanie. Poszukam jutro pracy, dlatego chcę się wyspać.
Po cichu wyszłam z sypialni, żeby nie obudzić Niallera. Na palcach zeszłam do kuchni. Otworzyłam lodówkę, pozwalając, aby jej jasne światło raziło moje oczy. Mrużąc powieki, odnalazłam mleko i postawiłam je na blacie. W szafce znalazłam swój ulubiony kubek, a potem napełniłam go ponad połowę białym płynem. Wsadziłam do mikrofalówki i włączyłam, czekając, aż lekko się nagrzeje. W tym czasie spojrzałam przez okno na miejsce, gdzie wcześniej stał samochód Stylesa. Podparłam brodę na zaciśniętej pięści i obserwowałam widok na ogródek. Dopiero po kilku minutach dostrzegłam coś, co przykuło moją uwagę. Kuchenne okno miało widok na ulicę i podjazd, ale obejmowało też kawałek ganku. Właśnie tam zobaczyłam czyjś but. Zmarszczyłam brwi, starając się zobaczyć coś więcej. Mleko się podgrzało, jednak nie wyciągnęłam go z mikrofalówki, tylko nadal wpatrywałam się w but. Tak naprawdę bałam się otworzyć drzwi i sprawdzić, co za nimi znajdę, jednak musiałam się przełamać. Ciekawość to pierwszy stopień do wiedzy, nie piekła, więc chyba zaryzykuję. Wyszłam z kuchni, stając przed drzwiami frontowymi i wpatrując się chwilę w ich powierzchnię. Zacisnęłam palce na klamce, drugą dłonią przekręcając klucz. Zamknęłam oczy, otwierając drzwi. Przeżyłam mały szok, kiedy ponownie je otworzyłam. Na wycieraczce siedział Harry, a to jego but widziałam w oknie. Bawił się swoimi palcami, jakby były najciekawszą rzeczą na świecie. Przykrył się jakimś kocem i po prostu siedział. Podniósł głowę, kiedy zobaczył, że ktoś otworzył drzwi.
- Ja chyba mam halucynacje.- Mruknęłam pod nosem i dla pewności uszczypnęłam się w rękę.- Co ty tu robisz?
- Nie wiem, ale wydaje mi się, że czekam.- Wzruszył ramionami i wrócił do zabawy palcami.
- Czemu siedzisz na mojej wycieraczce?!
- To nie jest takie proste, nie wiem.- Odpowiedział. Przyglądnęłam mu się i zdążyłam się zorientować, że znacznie wytrzeźwiał. Pewnie dlatego niewiele pamięta.
- Gdzie Emily?
- Przyjechałem tu z nią, prawda?- Rzucił mi krótkie spojrzenie.
- Pytanie: dlaczego z nią nie wróciłeś?
- Nie wiem.- Powtórzył po raz kolejny. Miałam ochotę rzucić w niego butem, ale musiałam się powstrzymać, ponieważ obecnie nie miałam żadnego pod ręką.
- Możesz wynieść się z mojej wycieraczki? Jeszcze cię sąsiedzi zobaczą.
- Dlaczego nie śpisz?- Zignorował mnie.
- Powiedziałam, żebyś wyniósł się z mojej wycieraczki.- Zrobiłam to samo, trzymając się swojego. Nie mógł przecież siedzieć przed drzwiami całą wieczność!
- Chyba jednak zostanę.
- Jesteś na mojej posesji, mogę zadzwonić na policję.
- Ale chodnik przed bramą wjazdową nie jest już twoją posesją, prawda?
- Czego ty, kurwa, chcesz?- Zirytowałam się. Jak on mógł być tak bezczelny. Najpierw mnie zranił, okłamał, a teraz siedzi na moim ganku, nie chcąc odejść. To jest niesamowicie bezczelne z jego strony i już nawet ja tak nie robię! Jestem wredna, ale to już przesada!
- Porozmawiać, ale skoro ty nie chcesz, to sobie zaczekam. Nie mam nic lepszego do roboty, a w sumie wolę wiedzieć, gdzie jesteś, bo potem się martwię. Przeczuwam też, że nawet jakbym chciał, to nie mam, gdzie wrócić na noc.
- Idź do Emily. Idź gdziekolwiek, ale nie siedź przed moimi drzwiami!- Prawie krzyknęłam, jednak powstrzymałam się, aby nie obudzić Nialla. Jeszcze jego by mi tu brakowało, żeby rzucił się na Stylesa i żeby oboje wylądowali w szpitalu.
- Nie zrezygnuję, Chanie.
- Nie sądzisz, że już zbyt wiele wycierpiałam w życiu? Wiesz już wszystko, co chciałeś wiedzieć, dlatego daj mi spokój. Nie dokładaj mi problemów.- Wymamrotałam zrezygnowana. Miałam go kompletnie dość, a jednak tak bardzo chciałam, żeby nie rezygnował. Działał mi na nerwy, ale nie chciałam, żeby wstał i odszedł. Nienawidziłam go, jednak pragnęłam, żeby został.
- Właśnie, że nie wiem nic. Nie dowiedziałem się niczego, co byłoby dla mnie istotne. Chciałem cię poznać i poniekąd to zrobiłem, ale nadal mi mało. To co zrobiłem, było najgorszym i równocześnie najlepszym w moim życiu. Nie chciałem cię okłamywać, przepraszam.- Siedział bez ruchu, patrząc w ziemię. Ja trzymałam się drzwi, pozwalając, aby chłodne powietrze wdzierało się do domu. Zapadła cisza. Powiedział coś, co chciałam usłyszeć, ale nie wiem, czy potrafiłabym mu wszystko wybaczyć. Wiem, że jestem silna, ale on jest moim jedynym słabym punktem, a nawet o tym nie wie.
- Zakochałaś się we mnie?- Wypalił po chwili.
- Co?
- Powiedziałaś to na parkingu za klubem.
- Idź stąd już, Harry.- To było jedyne, co mu odpowiedziałam. Jednak on się nie odezwał, ani nie ruszył z miejsca. Poczułam, jak kolejne dawka łez ciśnie mi się do oczu. Zacisnęłam szczękę, zamykając drzwi. Oparłam się o nie i zjechałam po nich na podłogę, czując jak pojedyncza łza wydostała się na zewnątrz.  Wiedziałam, że nie ruszy się stamtąd, ale nie miałam pojęcia, jaki ma w tym cel. Jedyne o co go proszę, to żeby odszedł i pozwolił mi zapomnieć, a on nie chce zniknąć z mojego życia.
- No bo ja się zakochałem.- Usłyszałam zza drzwi.


Rada pięćdziesiąta siódma: Po prostu powiedz, czego chcesz.

piątek, 8 maja 2015

Rada #56

Wpatrywałam się w nich chwilę. Szczerze, nie wiedziałam co zrobić. Ostatecznie zdecydowałam, że po prostu go zignoruję. Czułam się upokorzona. Nie wystarczyło mu, że się w nim zakochałam? Nie mam pojęcia, dlaczego jeszcze przyjechał do mojej pracy, i to z nią.
Westchnęłam i ruszyłam do auta. Unikałam wzrokiem tej dwójki, skupiając się na drzwiach swojego samochodu.
- Chanel...- Usłyszałam za sobą. Przyspieszyłam, prawie biegnąc do auta.- Chce...
- Nic nie chcesz, okay? Proszę cię, daj mi spokój!- Krzyknęłam na niego, zatrzymując się tuż przy drzwiach. Byłam tak blisko ucieczki, a on musiał się odezwać.
- Nie wiem, po co tu przyszedłeś! Przecież dobrze wiesz, że tu pracuję, wiesz, że tu przychodzę i wiesz, że mnie tu spotkasz. Dopiąłeś swego, dowiedziałeś się, dlaczego jestem, jaka jestem, więc nie mam zielonego pojęcia, co tu robisz i dlaczego mnie zaczepiasz! Wystarczająco mnie wyniszczyłeś i co chcesz zrobić teraz? Będziesz się jeszcze nabijał z mojej naiwności? Daruj sobie, Styles.- Nawet nie zauważyłam, że łzy płyną po moich policzkach. Mówiłam to, bo miałam dość świadomości, że mnie wykorzystał. Mówiłam to, pomimo że wcale tak nie myślałam. Tak naprawdę chciałam rzucić się na niego i mieć złudną nadzieję, że ze mną porozmawia. Nie chciałam przeprosin, chciałam czegokolwiek, co dałoby mi nadzieję.
- Nie płacz, mała.- Wyrwał mnie z zamyślenia, wycierając kciukiem jedną z łez. Skrzywiłam się, ale nie potrafiłam go odepchnąć.- Tak silne osoby, jak ty, nie płaczą. Pozwolisz, żeby taki zapatrzony w siebie dupek cię złamał?
- O co ci chodzi?
- Sam nie wiem.- Westchnął.- Chciałem cię przeprosić. Nigdy nie traktowałem tego jako czysty układ. Polubiłem cię i po prostu zapomniałem, jak cię znalazłem i dlaczego to zrobiłem. Ale w sumie nie żałuję, bo gdyby nie to, pewnie nigdy bym cię nie spotkał, prawda? Po prostu chciałem ci to powiedzieć, a teraz będę mógł dać ci spokój.- Wpatrywałam się w niego przez chwilę, nie wiedząc, co powinnam zrobić. Powiedział to, co chciałam usłyszeć. Ale mój umysł poszedł w zupełnie innym kierunku. Skupiłam wzrok na Emily, która stała kilka metrów od nas, bawiąc się swoimi paznokciami. Westchnęłam, otwierając drzwi samochodu.
- Właśnie dlatego nienawidzę miłości, bo ona nas osłabia. Doprowadza do tego, że daję się złamać takiemu zapatrzonemu w siebie dupkowi, jak ty.- Wymamrotałam, a potem wsiadłam do auta, wkładając kluczyki do stacyjki. Przekręciłam je, odpalając silnik. Widziałam, jak Styles stoi w miejscu, wpatrując się we mnie. Nie bardzo rozumiał, co do niego powiedziałam. Sama tego nie rozumiałam. Przyznałam się do uczuć, ale nie bezpośrednio. Tego nie potrafiłabym zrobić i cieszę się, że nie zrobiłam, choć on na pewno po jakimś czasie zrozumie. Nie jest idiotą, prawda? Jest tylko dupkiem, w którym się zakochałam, a ja nie znam tego uczucia i szczerze go nienawidzę.
Ruszyłam z podjazdu, zostawiając ich samych ze sobą. Musiałam wrócić do siebie, żeby zaszyć się w swojej sypialni i nie wychodzić przez kolejne kilka dni. Za bardzo polubiłam samotność. Swoją drogą, jest mi ona potrzebna, aby wymyślić sensowną wypowiedź dla Nialla. Nie wiem, co powinnam mu dokładnie powiedzieć, ale wiem jedno- nie kocham go. Na pewno nie jego. Jednak nie chcę tracić naszej przyjaźni.
Zanim się obejrzałam, zaparkowałam na podjeździe. Siedziałam chwilę w samochodzie, patrząc ślepo przed siebie. Ostatecznie musiałam wysiąść, żeby wrócić do domu. Wsadziłam klucz do zamka, ale drzwi były otwarte. Myślałam, że Niall wyjdzie, jak zawsze. Weszłam do przedpokoju, zdejmując buty. W całym domu panowała dziwna cisza. Może jednak wyszedł, ale zapomniał zamknąć? Jak się szybko dowiedziałam, moje przypuszczenia były błędne. Horan siedział na kanapie z butelką piwa i patrzył w wyłączony telewizor. Błagam tylko, żeby nie był pijany. Słysząc, że wchodzę do pokoju, natychmiastowo przeniósł na mnie swoje przenikliwe spojrzenie, a zaraz potem wstał, odstawiając piwo na stolik.
- Już wróciłaś?- Stanął przede mną.- Myślałem, że nie będzie cię do późna. Na ogół tańczysz trochę dłużej, a potem jeszcze zostajesz.
- Już nie tańczę, Niall.
- Naprawdę?- Uśmiechnął się lekko, przez co się zdziwiłam.- Już dawno chciałem, żebyś z tym skończyła. To nie dla ciebie, Chanie. Nienawidziłem wysłuchiwać pijanych facetów, którzy mówili różne rzeczy na twój temat.
- Nie jesteś zły?- Wyrwało mi się. To miała być tylko niewinna myśl, a nie zadane mu pytanie!
- Za co?
- Ignorowałam cię przez kilka dni i wcześniej, zanim wyszłam.
- Nigdy, Chanel.- Przytulił mnie, co od razu odwzajemniłam, wtulając się w jego klatkę piersiową. Tkwiliśmy bez ruchu przez dłuższy czas, a ja zaczęłam płakać, co robiłam prawie nieprzerwanie od kilku dni. Bałam się, że Niall przestanie się do mnie odzywać i całkowicie mnie zignoruje, tak jak robiłam to ja.
- Kochasz go?- Wypalił nagle, ale nadal mnie puścił. Bliskość spowodowała, że poczułam napięcie się jego mięśni.
- Dlaczego pytasz, skoro nie chcesz znać odpowiedzi?- Mruknęłam. Chciał się odsunąć, ale mu na to nie pozwoliłam, jeszcze bardziej przylegając do jego klatki piersiowej.
- Nie wiem, czy chcę znać odpowiedź.
- Cholernie kocham tego sukinsyna.- Zacisnęłam palce na koszulce blondyna, a on oplótł ramionami moje ciało. Miałam wrażenie, że po tych słowach ucieknie, spakuje się i zostawi mnie samą, a tymczasem on przyciągał mnie jeszcze bliżej. Tak blisko, że brakowało mi tchu.
- Nienawidzisz go za to, że go kochasz, prawda?
- I siebie przy okazji też.- Westchnęłam.
- Skąd ja to znam?- Zapytał sam siebie. Automatycznie zrobiło mi się smutno.
- Przepraszam.
- Nie masz za co. Uwaga.- Chwycił mnie za uda i uniósł do góry, żebym mogła opleść nogami jego biodra. Dłońmi trzymałam się kurczowo jego ramion, aby nie spaść, kiedy zaczął wchodzić po schodach.
- Kiedyś się potkniesz i opoje runiemy na dół, mówię ci.
- Połamiemy sobie kilka kości i uznamy, że musisz schudnąć.- Zaśmiał się, za co dostał w głowę. Usłyszałam śmiech blondyna i był to upragniony dźwięk. Nie chciałam, żeby cierpiał przeze mnie.
- Jesteś zmęczona?- Zapytał, kiedy rzucił się razem ze mną na łóżko.
- Trochę.
- Idziemy spać?
- Tak.- Uśmiechnęłam się i pozbyłam swoich ubrań, tak samo jak Niall. Oboje zostaliśmy w bieliźnie i wpełzliśmy pod kołdrę. Chłopak niemal od razu przyciągnął mnie do swojego ciała, splątując razem nasze nogi.
- Powiedz szczerze, po co było to wszystko? Dlaczego postanowiłaś dać mi szansę i dlaczego zgadzałaś się na to wszystko? Chodziło tylko o seks, czy...
- Żartujesz sobie?- Prychnęłam, odwracając się twarzą w jego stronę.- Nie wiem, dlaczego.- Szepnęłam, wyszukując po ciemku jego tęczówek. Odnalazłam je i mimowolnie się uśmiechnęłam.
- Potrzebowałam cię, nadal potrzebuję i zawsze będę.- Mruknęłam, przytulając się do niego. To była odpowiedź na jego pytanie.


Rada pięćdziesiąta szósta: Nigdy nie chodzi tylko o seks.

niedziela, 3 maja 2015

Rada #55

Minęły trzy dni, które przeleżałam w łóżku. Nie wychodziłam z pokoju, ani nie rozmawiałam z Niallem. Nie pogodziliśmy się i to głównie z mojej winy. Mimo że blondyn przychodził pod drzwi mojej sypialni niemal codziennie, ja ani razu go tutaj nie wpuściłam. Sama nie wiem, w czym widziałam problem. Po prostu nie miałam najmniejszej ochoty go widzieć i to chyba przez to, co sobie uświadomiłam. Czułam się głupio w obecności Nialla, kiedy przed sobą przyznałam, że tylko go lubię, podczas gdy ten wyznał mi miłość. Miałam bardzo dużo czasu na przemyślenie wszystkiego. Wniosek mógł być tylko jeden- muszę żyć dalej. Nieważne jak bardzo bym chciała, on nie wróci. Miłość to gówniana sprawa.
Zwlokłam się z łóżka, podchodząc do szafy. Otworzyłam ją i zaczęłam przeglądać kolejne ubrania. Ostatecznie zdecydowałam się na tradycyjny zestaw. Było dziś dość chłodno, dlatego wybrałam przetarte jeansy i czarną bokserkę. Na to narzucę skórzaną kurtkę i raczej będę mogła wyjść z domu. Skierowałam się do łazienki, gdzie pozbyłam się swojej piżamy i weszłam pod prysznic, odkręcając ciepłą wodę. Najwyższa pora wrócić do pracy, ale nie na długo. Żyć dalej, to nie znaczy żyć tak samo. Nie chcę już tamtego życia. Nie chcę tańczyć dla jakiś spoconych napaleńców. Nie chcę pieprzyć się z ledwo co poznanymi facetami w publicznej toalecie. Znajdę pracę, normalną pracę, ale dzisiaj muszę jeszcze zajechać do klubu. Ostatni dzień mojego dawnego ja, a już od jutra wszyscy poznają nową, odmienioną Chanel.
Umyłam głowę, tak samo jak całe ciało i wyszłam spod prysznica, owijając się szczelnie ręcznikiem. Podeszłam do lustra, gdzie uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Lubiłam to robić. Dodawało mi to jakiegoś rodzaju pewności siebie, której nigdy nie zrozumiem. Wysuszyłam włosy, a potem zrobiłam sobie makijaż. To miłe po kilku dniach znów widzieć się w dobrym stanie. Ubrałam wcześniej wybrane ciuchy i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Zabrałam telefon oraz klucze, wkładając je do kieszeni. Ostatni raz rozglądnęłam się po pokoju, jakbym miała go opuścić na zawsze, a pewnie za niedługo wrócę.
- Dawaj Chan.- Mruknęłam do siebie, ściskając klamkę. Nacisnęłam na nią, wychodząc na korytarz. Nigdy nie sądziłam, że wyjście do ludzi sprawi mi tyle trudności. W całym domu było cicho, tylko z dołu dochodził cichy dźwięk telewizora. Powoli zeszłam po schodach, chcąc od razu przejść do przedpokoju, aby uniknąć Nialla.
- Chanie! Zeszłaś!- Krzyknął, gdy tylko jedna z moich stóp wylądowała na podłodze w salonie.- Wychodzisz?- Zmarszczył brwi.
- Tak, nie wiem, kiedy wrócę.- Mruknęłam, chcąc uciąć temat i poszłam ubrać buty.
- Nadal jesteś na mnie zła?- Usłyszałam nad sobą, kiedy schylałam się po obuwie. Podniosłam wzrok, dostrzegając, że Horan stoi oparty ramieniem o ścianę, a jego wzrok ze smutkiem wpatruje się we mnie.
- Przepraszałem już tyle razy, Chan...- Westchnął.- Nie wiedziałem, że po pijaku gadam o tobie, przepraszam.- Podszedł bliżej mnie. Czyli o to się z nim pokłóciłam? Cóż, miałam powód. Jego dłonie chwyciły moje ramiona, przyciągając mnie bliżej niego.
- Niall...
- Naprawdę przepraszam.- Szepnął.- Nie rozmawialiśmy od kilku dni, stęskniłem się za moją Chanie.- Przybliżył się jeszcze bardziej.
- Nie jestem twoja, Niall.- Westchnęłam, odpychając go lekko. Najwidoczniej się tego nie spodziewał, albo był tym zaskoczony, ponieważ z łatwością ustąpił, a wyraz jego twarzy był nie do odczytania. Musiałam go zignorować, ponieważ nie miałam do końca przemyślanej tej rozmowy. Co mogłam powiedzieć? 'Cześć, Niall! To ja, Chanel! Dziewczyna, z którą jesteś prawie od zawsze, o której wiesz niemal wszystko i ta, którą pokochałeś, ale ona woli tego debila, który zdobył jej niezdolne do jakichkolwiek uczuć serce' to nie brzmi ani trochę dobrze.
- Powiesz chociaż, gdzie idziesz? Będę się martwił...- Ledwo wyszeptał, patrząc na mnie pusto.
- Do pracy. Pa, Niall.- Wymusiłam mały uśmiech, wychodząc z domu. Prawie pobiegłam do samochodu, bo wydawało mi się, że Horan zaraz wypadnie z domu jak burza i będzie chciał jechać ze mną, a to naprawdę zły pomysł. Ruszyłam z podjazdu, włączając się do ruchu. Za klubem zaparkowałam po kilkunastu minutach, a kiedy tylko opuściłam wnętrze ciepłego pojazdu, do moich uszu dotarła muzyka. Dawno mnie tu nie było. Zakluczyłam auto i skierowałam się do tylnego wejścia. Nie chciałam przeciskać się przez tłum ludzi z przodu. Przeszłam przez zaplecze, dostając się na salę. Na podeście tańczyła jakaś tleniona blondynka, ale zainteresowanie nią nie było specjalnie duże, choć było. Już zdążyli mnie zastąpić?
- Chanel?!- Usłyszałam krzyk, który z ledwością przebijał się przez muzykę. Odwróciłam się w stronę, z której dochodził i zobaczyłam Chrisa. Barmana i mojego przyjaciela, który po zatrudnieniu Harry'ego dostał za dużo wolnego.
- Chris!- Krzyknęłam, rzucając się na niego.
- Co tu robisz?! Wszyscy myślą, że rzuciłaś tę robotę!
- Właśnie po to tu jestem. Czas z tym skończyć.
- A co z 'łatwymi pieniędzmi'?
- Znajdę inną pracę.- Uśmiechnęłam się.- A ty kiedy wróciłeś?
- Po tym jak Harry się zwolnił kilka dni temu.- Chris wzruszył ramionami, a zanim ja zdążyłam o cokolwiek więcej zapytać, on mnie przeprosił, informując, że musi wrócić do pracy. Harry się zwolnił? Otrząsnęłam się i ruszyłam na zaplecze, gdzie miałam zamiar znaleźć szefa, jednak nigdzie go nie było, ale na pewno jest gdzieś tutaj. Zaczęłam go szukać. Jeżeli nie na zapleczu, to może wybuchła bójka przy wejściu i musiał interweniować. Zaczęłam przepychać się wśród spoconych par na parkiecie, od których na kilometr czułam alkohol i papierosy. Gdzieś w tym tłumie przemknęła mi czupryna kręconych włosów. Jezu, mam już zwidy. Aż tak ze mną źle? Popadam w paranoję, naprawdę. Niestety przy wejściu również nie znalazłam swojego szefa, więc ostatecznie postanowiłam się napić. Co innego mogłabym zrobić? Wróciłam do Chrisa, który podał mi jakiegoś drinka. Nigdy nie pytał się mnie, na co mam ochotę, tylko podawał coraz to dziwniejsze napoje z większą ilością alkoholu. Wypiłam tylko jeden i to w dodatku słaby. Na więcej nie miałam najmniejszej ochoty, a poza tym przyjechałam samochodem.
- Cześć, mała.- Miejsce obok mnie zajął pijany mężczyzna. Podniosłam jedną brew, przyglądając mu się. Może był przystojny, ale kompletnie zalany. Postanowiłam go zignorować i odwróciłam się z powrotem, wbijając wzrok w Chrisa. Dlaczego kiedy go potrzebuję, on musi obsługiwać i przy okazji podrywać głupie dziewczyny?
- Będziesz zgrywać niedostępną? Lubię takie.- Jego dłoń wylądowała na moim udzie, co wystarczyło mi, żeby okręcić się na krześle barowym i nogą zepchnąć natręta z jego miejsca. Z łatwością spadł na parkiet, zwracając uwagę kilku osób. Próbował się podnieść, a ja wstałam, chcąc odejść. Jak ja tak mogłam?!
- Ty mała dziwko!- Chwycił mnie za kostkę, przez co niemal wylądowałam obok niego. W duchu dziękowałam sobie, że ubrałam buty z obcasem, bo mogłam nim przydepnąć dłoń tego napaleńca.
- Która aluzja do ciebie nie dociera?- Skrzywiłam się, patrząc, jak pociera obolały ślad po moim bucie. Chyba w ogóle nie przejmował się faktem, że nadal siedzi na podłodze.
- Nie daruję ci!- Tym razem skutecznie złapał moją nogę, a mój tyłek zderzył się z parkietem, sprawiając ból. Wkurzona kopnęłam go w ślepo, nawet nie wiedząc, że obcasem trafiłam w czułe miejsce.
- Skąd się, do cholery, biorą tacy ludzie? Nic ci nie jest?- Usłyszałam nad sobą. Spojrzałam na dziewczynę, która wyciągała do mnie dłoń. Skorzystałam z jej pomocy, analizując jej twarz. Zajęło mi kilka sekund, aby ją rozpoznać. To Emily, była Harry'ego. Czy to możliwe, że przyszła tu z nim.
- Halo? Wszystko w porządku?- Pomachała mi dłonią przed twarzą. Kiwnęłam twierdząco głową, nie mogąc oderwać od niej oczu. Stało się tak dopiero w momencie, kiedy obok niej stanął Harry. Wyraz mojej twarzy musiał być bezcenny. Chyba pierwszy raz nie wiedziałam, co zrobić. To uczucie nadal jest mi całkowicie obce. Wpatrywał się we mnie, a na jego twarzy błądził mały uśmieszek. Będzie się ze mnie nabijał, naprawdę? Wypuściłam głośno powietrze. Nawet nie wiedziałam, że je wstrzymałam. Czułam jak ściska mnie w gardle i jak oczy zaczynają mnie piec. Przesuwałam wzrokiem od twarzy Emily do twarzy Harry'ego i z powrotem.
- Dzię-dziękuję za pomoc i przepraszam.- Wymamrotałam pierwsze, co wpadło mi do głowy i niemal biegiem ruszyłam na zaplecze. Poczułam pojedynczą łzę na policzku, którą od razu otarłam. Wpadłam na zaplecze, biorąc do ręki pierwszą lepszą kartkę i długopis. Napisałam wiadomość do szefa, że się zwalniam i przykleiłam mu ją do drzwi, a potem wyszłam tylnym wyjściem. I właśnie tam ostentacyjnie stał on, oparty o maskę swojego samochodu, który zaparkowany był dwa miejsca obok mojego. Razem z nim stała ona. Świetnie, po prostu zajebiście. On robi mi to specjalnie?!


Rada pięćdziesiąta piąta: Nieważne jak bardzo byś się starał, los i tak zrobi po swojemu.

niedziela, 26 kwietnia 2015

Rada #54

Oszukał mnie. Nie wiem nawet jaki miał w tym cel. Po prostu wymyślił głupią bajeczkę, żeby wedrzeć się do mojego życia. Chciał się zabawić moim kosztem? Chciał mnie w sobie rozkochać dla podwyższenia swojego ego? Musiał mieć cel w tym, co zrobił. Byłoby mi to naprawdę obojętne, gdybym mu nie zaufała, gdybym nie zaczęła czuć do niego jakiejś sympatii. Ja się nie zakochuję...
Uważałam tę relację za czysto formalną. Przynajmniej na samym początku. Wbrew wszystkiemu lubię pomagać innym. Wiem, że ludzie spostrzegają mnie jak tanią dziwkę, zapatrzoną tylko i wyłącznie w siebie, ale tak naprawdę nic nie wiedzą. Ha! Może Harry też mnie za taką ma i właśnie dlatego to zrobił? Żeby mnie przelecieć? Nie... Nie zależało mu na seksie, bo gdyby tak było, wykorzystałby fakt, kiedy byłam pijana i... chętna? Ale on początkowo zachował powagę, pomimo że potem trochę stracił kontrolę. Jednak kiedy przepraszał, patrzył na mnie z prawdziwym żalem. Oczy zdradzają wszystko, nieważne jak dobrym aktorem byłaby dana osoba.
Kiedy zobaczyłam Harry'ego w klubie, a potem na jego tyłach, i kiedy jego dziewczyna go po prostu wyrzuciła, było mi go szkoda. Najzwyczajniej w świecie, bo jednak jestem empatyczną osobą. To chyba przez to, co sama przeżyłam. Pozwoliłam Harry'emu z nami zamieszkać, nie pytając nawet Nialla o zgodę, znalazłam mu pracę i zgodziłam się pomóc w przemianie. Polubiłam Harry'ego, naprawdę. Bardzo, ale to bardzo go polubiłam, bo dla mnie był inny. Każdy facet patrzył na mnie, jakbym była kawałkiem mięsa, a w oczach Stylesa widziałam fascynację. Podobało mi się to i to cholernie! Wiele razy zadawałam sobie pytanie, dlaczego chce zmiany, skoro byłby ideałem mężczyzny dla niejednej dziewczyny. Zadawałam sobie pytanie, jak ta cała Emily mogła go zostawić, skoro potrafił troszczyć się o kompletnie nieznane mu osoby? Nie mógł jej źle traktować. Ale teraz wszystko jest jasne, to było kłamstwo. Jedno wielkie kłamstwo! I nawet ta świadomość nie zmienia faktu, że  kochałam spędzać z nim czas. Nie tak jak z Niallem, ale inaczej. Lubiłam jego obecność i czasem hamowałam sama siebie, bo bałam się, że mnie wyśmieje, a przecież można by powiedzieć, że ja nie posiadam zahamowań.
Najgorsze jest to, że dopiero teraz uświadamiam sobie to wszystko. Uświadamiam sobie, jak bardzo cieszyła mnie jego obecność i uświadamiam, jak bardzo na mnie działał. Miałam pomóc stać się mu ideałem faceta, a tymczasem on sam mnie uczył. Imprezy stawały się znacznie mnie atrakcyjne, kiedy mogłam spędzić z nim trochę czasu. Alkohol schodził na drugi plan, bo wolałam pamiętać każdy moment, gdy byliśmy razem. A przede wszystkim seks stał się czymś... innym? Nie był już nieodłączną częścią mojego życia, a raczej w ogóle przestałam zwracać na niego uwagę. Nie licząc tego, co było między mną i Niallem. Wszystko stało się po prostu inne.
Pytanie jest jedno: dlaczego tak na mnie działał, skoro ja nie kocham? Odpowiedź również jest jedna: kocham. Cholera, kocham faceta, który potrafił doprowadzić mnie do takiego stanu, w jakim znalazłam się teraz. Nie jestem typem dziewczyny, która po rozstaniu będzie leżała plackiem na kanapie z pudełkiem lodów i toną chusteczek, oglądając komedie romantyczne, które jeszcze bardziej ją zdołują. Nigdy tak nie miałam, a teraz? Teraz nie wychodzę z pokoju. Ubrałam najgłupszą piżamę, jaką w ogóle posiadam i siedzę na łóżku, próbując znaleźć cokolwiek wśród setki zużytych chusteczek do nosa. Jakoś nie specjalnie dziwi mnie plama na mojej koszulce, bardziej zaskoczona jestem faktem, że w ciągu jednej nocy zdołałam wylać z siebie tyle łez. Ze względu na Harry'ego i ze względu na Nialla. Pokłóciłam się z nim, a nawet nie pamiętam, o co poszło. Nie przyszedł do mnie od wczorajszego wieczora, rzucił tylko z dołu, że dzisiaj przyjdzie Styles po swoje rzeczy. Chcę, żeby chociaż ze mną porozmawiał. Nie chcę jego przeprosin, chcę, żeby powiedział, dlaczego?
I nie wiem, co bardziej boli... świadomość, że mnie okłamywał, czy fakt, że jest pierwszą osobą, jaką zdołałam pokochać i co więcej, potrafię się do tego przyznać?
Usłyszałam pukanie do drzwi na dole. Zerwałam się z łóżka jak oparzona, ale w połowie drogi do drzwi uświadomiłam sobie, że nie mogę wybiec na korytarz i rzucić mu się na szyję. Westchnęłam, siadając na podłodze i opierając się plecami o drewnianą powierzchnię. Dłonią przetarłam swoje łzy, które już całkowicie nieświadomie spływały po moich policzkach. Płakałam tak długo, że  nawet nie wiem, czy nadal płaczę, czy może już nie. Usłyszałam kroki na schodach, a po chwili ciche skrzypnięcie drzwi. Uspakajałam oddech, wsłuchując się dokładnie we wszystkie dźwięki, jakie do mnie docierały. Jego sypialnia znajdowała się naprzeciwko mojej, dlatego mogłam usłyszeć, jak otwiera szafę, rozpina walizkę... Odchyliłam głowę do tyłu, aż zderzyła się z powierzchnią za mną. Musiałam zamknąć oczy, aby znów się nie rozpłakać. Mijały minuty i w końcu ponownie usłyszałam skrzypnięcie drzwi. I co? Teraz wyjdzie, zostawiając mnie bez niczego? Właśnie dlatego nie kocham. Westchnęłam, a do moich uszu dotarło pukanie. Otworzyłam szeroko oczy, nie wiedząc co zrobić. Siedziałam, nie mogą się ruszyć, kiedy zapukał jeszcze raz. Ostatkami sił wstałam, chwytając klamkę. Nie wiem, czy chcę go widzieć. Co ja pieprzę?! Jasne, że chcę! Niezależnie od tego, w jakim jestem stanie i że mógłby mnie tak zobaczyć. Otworzyłam drzwi, od razu wbijając wzrok w jego twarz. Zlustrował mnie od stóp do głów i na samym końcu na jego twarzy wyrósł nieznaczny uśmiech, który ukazał dołeczki. Jego zmierzwione włosy opadały mu na czoło, kiedy pochylał głowę, zapewne patrząc na moje spodnie w małpki. Na pewno to zauważył, bo jeszcze szerzej się uśmiechnął.
- Czego chcesz i co się szczerzysz?- Warknęłam, ale nie mogłam na to poradzić. Chciałam rzucić się na niego i zacząć okładać pięściami, krzycząc jak bardzo mnie zniszczył. A może nie zniszczył? Może zmienił na lepsze?
- Zabierałem swoje rzeczy i znalazłem kilka swoich.- Odezwał się, a ja dopiero teraz zauważyłam, że w ręce trzyma kilka moich, poskładanych ubrań. Wzięłam je od niego i wróciłam wzrokiem na jego twarz. Myślałam, że może przyszedł mi cokolwiek powiedzieć. Naprawdę, cokolwiek. Chociażby głupie 'Pa, Chanie'.
- Coś jeszcze?- Mimowolnie podniosłam jedną brew. Proszę, niech powie cokolwiek.
- Nie, chyba nie.- Cokolwiek, ale nie to, szepnęłam w myślach. Przecież on jest inny. Dlaczego tego nie pokaże, tylko zachowuje się jak rasowy dupek? Poczułam, jak oczy zaczynają mnie piec. Nie chciałam, żeby widział mnie w tym stanie.
- Świetnie.- Rzuciłam na odchodne i ciut za mocno zamknęłam drzwi, sprawiając, że trzasnęły. Nie chciałam, ale byłam na skraju. Oparłam się o nie plecami, pozwalając wydostać się łzom. Nie chcę, żeby znikał z mojego życia!

Rada pięćdziesiąta czwarta: Wróć, zrób cokolwiek, ale nie odchodź, zostawiając mnie z miłością do ciebie.

sobota, 25 kwietnia 2015

Rada #53

Szedłem chodnikiem, wpatrując się w swoje buty. Już kilka razy wpadałem na obce mi osoby, ale jakoś nie miałem zamiaru zmienić swojej postawy. Po tym, jak Niall wyrzucił mnie z ich domu, miałem czas na przemyślenia. Jakkolwiek idiotycznie to brzmi, polubiłem Chanel. Na początku to była czysta ciekawość z poznania trochę pokręconej osoby. Potem wyzwanie, które chyba miało podbudować moje ego, bo celem było zdobycie dziewczyny, która ma cholernie wybredne gusta, a która jest jedną z najbardziej pożądanych. Najpierw moje zdanie o niej było dokładnie takie same, jak każdej osoby, którą o to zapytam- łatwa. Widziałem Chanel w klubie już dość dawno, ale nie miałem świadomości, że jest to przyjaciółka przyjaciela mojego przyjaciela. Strasznie zagmatwane. Jestem tylko facetem, pomyślałem to, co pomyślałby każdy inny! A dopiero potem miałem urodziny. Usłyszałem opowieść o strasznie tajemniczej dziewczynie, która jest zamknięta na miłość. A potem dwa światy się ze sobą zderzyły i okazało się, że to ta sama osoba. Jakaś głupia rozmowa z Lou sprawiła, że chciałem ją poznać, a wiedziałem, że na pewno nie zainteresuje się kolejnym facetem, który chce ją przelecieć. Nie chcę jej przelecieć, chciałem ją poznać. No i potem zrodził się najinteligentniejszy plan mojego życia, aby poprosić ją o pomoc. Poznać ideał jej faceta, bo to właśnie Chanel była w stanie odrzucić każdego. Nieważne, czy był przystojny, czy nie, czy był brunetem, czy blondynem, czy fałszywy, czy uczciwy, czy cham, czy opiekuńczy, ona była stanowczo na nie. A przecież każdy z nas uwielbia wyzwania. Kochamy osiągać cele, które sobie wyznaczymy, a tym bardziej, kiedy są one niemal nie do zdobycia.
Chciałem po prostu udowodnić coś sobie i wszystkim wokół. Podwyższyć swoje durnowate ego! I dopiero teraz uświadamiam sobie, że byłem jak każdy inny facet, który zbliżał się do Chanel. Byłem dokładnym przeciwieństwem tego, co głosiły jej rady. No właśnie... byłem. Ona naprawdę mnie zmieniła. Zacząłem wszystkiego żałować już od momentu, w którym przygarnęła mnie pod swój dach. Wizerunek samolubnej, łatwej dziewczyny prysnął, a na jego miejscu pojawił się ktoś, kto pałał niesamowitą wręcz empatią dla innych. Ktoś, kto dostrzegał wszystkie wady i zalety naszego życia. Ktoś, kto przeżył bardzo wiele, a przede wszystkim ktoś, kto dostrzegał w człowieku jego prawdziwe intencje. Nadal nie wiem, jakim cudem udało mi się ją omamić? Dlaczego mi uwierzyła? Dlaczego nie dostrzegła, że ja jestem taki jak wszyscy? Może nie chciała tego wiedzieć, a może taki nie byłem? Jasne, że byłem.
Obietnica, że się w niej nie zakocham była naprawdę łatwa. Nie miałem nawet takiego zamiaru, po prostu chciałem się czegoś o niej dowiedzieć. Chciałem stać się dla niej kimś takim jak Niall. Najlepszym przyjacielem. Takie nastawienie miałem również do naszego "związku". Nic trudnego, ponieważ uważałem, że będzie to niczym niewyróżniający się 'związek'. Ale wszystko szybko się pozmieniało. Spędzanie z nią czasu było inne z każdym kolejnym dniem. Z czasem podziwiałem ją coraz bardziej. Wiecznie się uśmiechała, wygłupiała, a przede wszystkim była nastawiona na pomoc. Obietnica stała się ciężarem nie do zniesienia, bo świadomość jej złamania byłaby dla mnie największą porażką, a teraz? Teraz jestem po prostu w dupie!
Doszedłem do momentu, w którym wszystko wyszło na jaw. Do samego końca miałem nadzieję, że ona się po prostu nie dowie, że będzie żyła w błogiej nieświadomości. Ale, kurwa, nie przemyślałem tego, aby zabrać ją do siebie! Powinienem przewidzieć, że przecież rodzina nie wie o mojej wielkiej 'przemianie', że na każdym kroku znajdzie stare zdjęcia, które wzbudzą wątpliwości! Doszedłem do momentu, w którym uświadamiam sobie, jak bardzo zatraciłem się w jej osobie. Z jaką fascynacją na nią patrzyłem i jak bardzo bałem się wykonać jakikolwiek ruch, aby tylko jej nie skrzywdzić, bo wydawała się cholernie krucha, podczas gdy była najsilniejszą ze znanych mi osób.
Dlaczego kiedy wokół mam dziesiątki innych dziewczyn, ja musiałem się skupić na tej najtrudniejszej?! Dlaczego, do cholery, nie odpuściłem, tylko wymyśliłem ten cały debilny plan?! Tu nawet nie chodzi o to, że się w niej zakochałem! Chodzi o to, że ją skrzywdziłem, strasznie skrzywdziłem...
Miała rację. Zaufała mi i powiedziała swoją największą tajemnicę, przez którą jest tak wspaniałą, a zarazem tak skrzywdzoną osobą, kiedy ja wciąż kłamałem. Choć nie, nie kłamałem na okrągło. Zawsze byłem z nią szczery. Tylko moje pojawienie się w jej życiu było kłamstwem.
Kopnąłem z impetem jeden z kamyków, który wyleciał w powietrze i spadł kawałek dalej. Zaraz dojdę do ich domu. Niall zapewne opowiedział wszystko Chanie, a ona znienawidziła mnie jeszcze bardziej. Cóż... Przyszedłem tylko po rzeczy. W oddali zobaczyłem duży dom i zaparkowany na podjeździe samochód. Sam nie wiem, czy wolałem, aby ona była w domu, czy aby gdzieś pojechała, a ja wpadłbym tylko, zabrał wszystko i zniknął. Stanąłem przed drzwiami, patrząc przez chwilę na drewnianą powierzchnię, zanim zapukałem. Nie mam kluczy, bo wyszedłem, a raczej zostałem wyrzucony, tak szybko, że je zostawiłem. Przenocowała mnie Emily, a teraz muszę pozbierać wszystko, co przypomina Chanel o mnie. Drzwi się otworzyły, a w progu stał Niall. Skrzywił się na mój widok, ale bez słowa pozwolił wejść do środka. Uprzedziłem go, że przyjdę. Zdjąłem buty, wchodząc po schodach na górę. Dziękowałem Bogu, że nie poszedł za mną. Minąłem drzwi do jej sypialni. Chciałem cokolwiek stamtąd usłyszeć, ale chyba nie było mi dane. Wszedłem do siebie i znalazłem swoją walizkę, z którą tu przyjechałem. Za wiele tutaj nie mam. Przygarnęła mnie z jedną walizką pełną ubrań i dokładnie z taką samą mnie teraz wyrzuci. Stanąłem na środku pokoju, rozglądając się dookoła. Będzie mi tego brakować. Ostatecznie wziąłem się za pakowanie. Wepchałem wszystkie swoje rzeczy do torby, a potem ją zapiąłem. Znalazłem kilka rzeczy, które nie należały do mnie. Jakaś koszulka i sweter. Chanie zawsze miała tendencję do zostawiania wszystkiego wszędzie. Poskładałem te rzeczy i wyszedłem na korytarz, zabierając walizkę. Postawiłem ją przy ścianie, stając pod drzwiami Chans. Niall najprawdopodobniej był na dole i chyba nie miał zamiaru wchodzić na górę. Zapukałem delikatnie w drewnianą powierzchnię, ale nie dostałem żadnej odpowiedzi. Spróbowałem jeszcze raz, z tym samym skutkiem. Miałem po prostu dać te rzeczy Horanowi, ale usłyszałem, jak ktoś się porusza i to dokładnie pod drzwiami. Do moich uszu dotarło charakterystyczne pstryknięcie zamka i zobaczyłem Chanel. Włosy miała spięte w kok na samym czubku głowy, ubrana w głupawą piżamkę z jakimś dziwnym wzorem. Tak ubranej jej jeszcze nie widziałem. Na ogół jako piżamy używała moich albo Nialla koszulek, ale nigdy różowych spodenek w... małpki? Jednak tradycyjnie jej drobne ciało opinała czarna bokserka, która posiadała jaką niezidentyfikowaną plamę. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu, który wpłynął na moją twarz w momencie, kiedy uświadomiłem sobie, jak słodko wygląda.
- Czego chcesz i co się szczerzysz?- Mruknęła, a ja przyglądnąłem się jej twarzy. Nie było na niej ani grama makijażu, a oczy miała lekko podkrążone i zaspane.
- Zabierałem swoje rzeczy i znalazłem kilka twoich.- Odezwałem się w końcu, wręczając jej ubrania. Spojrzała na nie i dopiero po chwili zabrała z moich rąk.
- Coś jeszcze?- Podniosła jedną brew, jak zawsze to robi.
- Nie, chyba nie.
- Świetnie.- Rzuciła, krzywiąc się lekko i zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Stałem tam chwilę, aż uznałem, że najwyższa pora zniknąć z jej życia.


Rada pięćdziesiąta trzecia: Jedyne, co mogę zrobić, żeby ją uszczęśliwić, to odejść.

Decyzja

No hej :)
Powiedzenie Wam o tym wszystkim i przespanie się było chyba moim najlepszym pomysłem!
Decyzja zapadła... dokończę Sexuality Education, a zaraz po tym zacznę pisać nową- podobną- ale ulepszoną wersję.
Zaszliśmy na tyle daleko, że spokojnie mogę wybrowadzić fabułę na happy end lub bad end!
Ile to zajmie?
Cóż... Jesteśmy na 52 rozdziale, dlatego sądzę, że może 55, choć pewnie się nie zmieszczę... zobaczymy!
Zaraz po zakończeniu SE, zaproszę Was na nowe opowiadanie- Reputation, które już pojawiło się na moim profilu Wattpad. Kiedy na Bloggerze? Pewne założę bloga jeszcze dzisiaj, ale dam Wam znać!
Mam nadzieję, że nikogo nie zawiodłam. :)

piątek, 24 kwietnia 2015

Koniec z Sexuality Education?!

Hejka :)
Tytuł tego posta pewnie Was przeraża i nie wiem, czy słusznie? Tak, najprawdopodobniej będzie koniec z Sexuality Education, ale nie całkowity...
Jak pewnie wielu z Was zauważyło, SE często nie ma sensu, rozdziały są pomieszane, można się pogubić, cóż... nie tak miało to wyjść.
Nie jestem w żaden sposób zadowolona z tego opowiadania i nie dlatego, że fabuła jest wybrakowana, bo moim zdaniem (co dziwnie zabrzmi, bo jestem autorką) jest całkiem niezła, ale mogłam poprowadzić ją lepiej.
I tu pojawia się problem z końcem Sexuality Education. Szczerze, to myślę o tym od bardzo długiego czasu, jednak pierwotny pomysł był taki, że skończę to opowiadanie, a potem je przerobię.
Teraz dochodzę do wniosku, że zbytecznie namieszałam, co robię bardzo często w swoich opowiadaniach i jest to moja wada, ale mniejsza...
Wywnioskowałam, że po prostu usunę tę pracę, albo zostawię ją tak jak jest i zacznę wszystko od nowa. Ci sami bohaterowie, ten sam wątek główny, ale zupełnie inne okoliczności i zdecydowanie lepiej poprowadzona fabuła.
Nie jestem osobą, która usuwa swoje opowiadania ot, tak sobie! Bez żadnego uprzedzenia, czy czegokolwiek.
Dlatego właśnie piszę tę notkę, żeby zapytać się Was o zdanie, bo piszę przede wszystkim dla Was! Choć wiem, że 'każecie' mi kontynuować to opowiadanie, to chciałabym znać Wasze stanowisko.
Przez to, że opowiadanie kompletnie zepsułam, nie pisze mi się go dobrze. Nie mam na niego kompletnie żadnego pomysłu, a pisanie rozdziałów jest na zasadzie 'kobieto, musisz to skończyć', a takie przymuszenie wcale nie jest dobre :/
Podsumowując...
Kończyć czy zacząć od początku?
Ostateczna decyzje podejmę do jutra. Musze się z tym przespać, dlatego spodziewajcie się notki około dziesiątej rano, w której wszystko wyjaśnię.

Bardzo dziękuję, że każdy komentarz i stanowisko w tej sprawie <3

czwartek, 23 kwietnia 2015

Rada #52

Wierciłam się na swoim miejscu, nie mogąc się doczekać końca przejażdżki. Przebywanie w zamkniętym pomieszczeniu razem ze Stylesem coraz gorzej na mnie wpływało. Miałam ochotę rzucić mu się do gardła, choć na ogół jestem opanowana. Próbowałam sama odpowiedzieć sobie na pytanie, co teraz czuję w stosunku do niego? Na pewno rozczarowanie. Mam świadomość, że mnie oszukał, a to wszystko potęguje fakt, że nawet nie spróbował mi niczego wytłumaczyć. Jestem na niego zła, ale chciałabym zamknąć się w pokoju i wypłakać. Czuję niepewność, bo nie wiem jaki udział w tej sprawie ma Niall. Nie wiem, co czuję...
Do naszego domu zostało nam jeszcze jakieś kilkanaście kilometrów. Obecnie jechaliśmy przez mały las, a ja stukałam palcami w kolano, chcąc już wysiąść. Nagle samochód mocno zahamował, skręcając na pobocze. Wokół wzniosły się kłęby pyłu. Spojrzałam zdezorientowana na Harry'ego, który zaciskał dłonie na kierownicy, patrząc pusto przed siebie z przyspieszonym oddechem.
- Czemu stoimy?- Brzmiałam nadzwyczaj obojętnie, jak na stan, w jakim się znajdowałam. Brunet wbił wzrok we mnie, otworzył usta, ale- tak jak myślałam- od razu je zamknął. Spuścił głowę, błądz przez kilka sekund wzrokiem, a potem najzwyczajniej w świecie ruszył z pobocza. Mimowolnie westchnęłam i oparłam czoło o szybę. Myślałam, że odważy mi się cokolwiek powiedzieć.
Reszta drogi minęła zdumiewająco szybko. Harry zaparkował na podjeździe, a ja bez słowa wyszłam z samochodu, trzaskając drzwiami. Słyszałam, jak Styles idzie za mną, ale kompletnie to zignorowałam i weszłam do domu, który był otwarty. Nie zdejmując butów, przeszłam do salonu, a tam zostałam zmiażdżona w mocnym uścisku. Od razu rozpoznałam ten zapach i oplotłam Nialla ramionami, odwzajemniając gest.
- Gdzie ty się podziewałaś?- Oderwał się ode mnie, trzymając za ramiona.- Dzwoniłem, pisałem, a ty nie dawałaś znaku życia! Miałem iść na policję! Właściwie, to właśnie wychodziłem. Dlaczego nie oddzwoniłaś? Chanel, tak strasznie się martwiłem!- Zalał mnie potokiem słów, ponownie przyciskając do klatki piersiowej. Chciałam się zaśmiać, ale nie wiem jakim cudem z moich ust wydobył się szloch. Poczułam, jak do moich oczu napływają łzy, a po chwili spływają po policzkach. Chyba tłumiłam w sobie wszelkie emocje, które teraz wzięły górę.
- Boże, Chanel! Co się stało?! Powiedz coś!- Niall potrząsnął mną lekko, a ja dostrzegłam panikę na jego twarzy.
- Okłamał mnie.- Wymamrotałam i wtuliłam się w niego.- Zaufałam mu, a on ciągle kłamał, rozumiesz? Mówiłam mu to, czego nigdy nie powiedziałabym nikomu innemu, a on faszerował mnie kłamstwami. Chciałam mu pamóc, kiedy on się mną bawił. Zaczęłam go lubić...- Urwałam, czując, że nic więcej nie przejdzie mi przez gardło. Pociągnęłam nosem, jeszcze mocniej wtulając się w blondyna.
- Lubić lubić?- Dopytał półszeptem, gładząc mnie opiekuńczo po plecach. Wiedziałam, że był zdenerwowany tym pytaniem, a bardziej odpowiedzią na nie, bo jego wszystkie mięśnie się napięły.
- Chyba lubić lubić.- Szepnęłam, odpowiadając. Usta Horana dotknęły czubka mojej głowy.
- Powiedziałam mu nawet o ojcu, a...
- Hush- Przerwał mi i przyciągnął, jak najbliżej mógł. Czułam się okropnie oszukana. Potraktował mnie jak rozrywkę. Dla mnie wszystko było jasne- byłam częścią jakiejś głupiej zabawy. Nie przejmowałam się tym, że Styles najprawdopodobniej słyszał wszystko, co powiedziałam. Musiałam się uspokoić. Moje myśli były rozbiegane, a każda dotyczyła czegoś innego.
- Zaniosę cię do łóżka, dobrze?- Kiwnęłam twierdząco głową i po kilku sekundach poczułam, jak dłonie Nialla łapią moje uda, podnosząc mnie za nie do góry. Oplotłam go nogami w talii, mocniej się do niego tuląc. Horan wszedł po schodach i odłożył mnie dopiero na moim łóżku. Niemal od razu przykryłam się kołdrą po sam nos. To od zawsze był mój sposób na odreagowanie. Wszystkie emocje topiłam w pościeli, pozwalając, aby zabrał je sen.

~Niall~

Nie dawała znaku życia, a kiedy wróciła, natychmiast zaczyna płakać. Trząsła się, mocząc moją koszulkę. Co ten chuj jej zrobił?! Gdzie był?! Gdzie ją zabrał?! I jak to, kurwa, faszerował kłamstwami?! Położyłem Chanie, bo doskonale wiem, że sen jest jej sposobem na spokój. Nie dziwię się, bo od małego tylko w nocy mogła mieć chwilę wytchnienia od problemów. W dzień męczył ją pijany ojciec i matka, wieczorami- tylko ojciec, a w nocy odpływała, uciekając od rzeczywistości. Trzeba to zrozumieć.
Zbiegłem po schodach, szukając Stylesa, aby się z nim skonfrontować. Nie chciałem go od razu zwyzywać czy pobić. Musiałem wiedzieć, o co dokładnie chodzi. Co takiego zrobił, że Chanel- ta zdetermionowana, niezależna, silna i czasem oschła czy wredna dziewczyna- jest w takim stanie.
Znalazłem go w salonie, chodzącego w kółko i szarpiącego się za włosy. Nigdy nie pałałem do niego sympatią, ale z czasem zacząłem go tolerować. Oparłem się ramieniem o ścianę i czekałem, aż mnie zauważy. Trochę mu to zajęło, jednak gdy już zwrócił na mnie uwagę, odepchnąłem się od zimnej powierzchni, idąc w jego stronę.
- Zanim się na mnie rzucisz i wylądujemy na pogotowiu, tak jak ostatnio, to najpierw posłuchaj.- Rzucił szybko.
- Taki mam zamiar.- Mruknąłem.- Co jej zrobiłeś? Dlaczego twierdzi, że ją okłamałeś?
- No bo...- Zaciął się, ale po chwili ciężko westchnął.- Pamiętasz, jak kilka miesięcy temu poszedłeś z Louisem na taką imprezę urodzinową? Klub w centrum Londynu, dwudziestka jednego gościa, Gemma...- Wymieniał, żeby mnie naprowadzić. Rzeczywiście, pamiętałem coś takiego. Lou wyciągnął mnie wtedy niemal siłą, mówiąc, że to impreza jego przyjaciela.
- Powiedzmy, że pamiętam.- Zmrużyłem oczy i skrzyżowałem ramiona na piersi.- Ale co to ma do rzeczy?
- No bo to były moje urodziny... Schlałeś się w trzy dupy i zacząłeś opowiadać o swojej przyjaciółce. To była dość... ciekawa historia i tak jakoś wyszło, że potem trafiłem do innego klubu. Rozpoznałem 'twoją' Chanel i powiedzmy, że po prostu mi się spodobała, okay? Byłeś dość wylewny po alkoholu i powiedziałeś dość dużo o Chanie. To, że nie interesuje się byle kim, to, że nie chce być w związku i inne takie. Uznałem to za dobre wyzwanie, a Chanel sama w sobie była kimś, kogo chciałem poznać. Razem z Lou wymyśliliśmy głupi plan, żeby po prostu ją jakoś... no żeby zwrócić jej uwagę. Przeszedłem małą metamorfozę na kompletną ciotę, a potem uzgodniłem z moją przyjaciółką- Emily, że ma udawać moją byłą dziewczynę, która mnie rzuciła. Zaczęliśmy realizować plan i codziennie przychodziłem do klubu, w którym pracuje Chans, aż w końcu zwróciłem jej uwagę. A potem poszło z górki...- Wymamrotał zażenowany?- Nie chciałem się z niej nabijać, ani nie chodziło mi o to, żeby ją zaliczyć, czy coś podobnego. Po prostu tak bardzo zafascynowała mnie twoja opowieść o niej, a potem ona sama i... Chciałem ją tylko poznać, ale z czasem to było takie... Chanel... Jest inna...- Uśmiechnął się sam do siebie.- Zacząłem ją lubić, a to wszystko zaszło za daleko i teraz się dowiedziała...
- Jesteś psychopatą.- Mruknąłem.- Jakimś pierdolonym pojebem! Idź się lecz!- Krzyczałem coraz głośniej.
- Jakkolwiek to wygląda, zależy mi ma niej!
- Wypierdalaj z tego domu!- Ryknąłem i niemal wyniosłem go za drzwi. To wszystko... On jest psychopatą!

Rada pięćdziesiąta druga: Jak daleko jesteśmy w stanie się posunąć, aby zdobyć czyjąś uwagę?

niedziela, 19 kwietnia 2015

Rada #51

Przyglądałam się temu zdjęciu, nie wiedząc, co mam myśleć. Louisa poznałam od razu, dlatego nie mogę mieć żadnych wątpliwości, że on i Harry znali się już wcześniej. Poza tym, kiedyś Lou nas odwiedził i wtedy swobodnie rozmawiał z brunetem. Jednak nie mogę mieć pewności, że ta czupryna w tle, należy do Nialla. Owszem, te włosy znam jak samą siebie, ale przecież nie jeden chłopak może mieć taką fryzurę. Nie mogę teraz napaść na Horana, że mnie oszukał, bo nie mam stuprocentowej pewności, że to jest on. Jednak całość mocno mnie ciekawi. Skoro Harry jeszcze niedawno był 'normalnie' wyglądającym dwudziestolatkiem z bogatym życiem towarzyskim, to dlaczego ja zastałam go, jako wyrzuconego przez dziewczynę nieudacznika? Czy to możliwe, że mógłby mnie oszukać?
- Chanel?- Usłyszałam za sobą, a po sekundzie między mną, a ścianą, na której wisiały zdjęcia, wyrósł Harry, zasłaniając mi widok.
- Hazz- Uśmiechnęłam się, spoglądając mu przez ramię, jednak on skutecznie uniemożliwiał mi spojrzenie na fotografię.
- Co robisz?- Zapytał dość nerwowo. Podniosłam jedną brew, krzyżując ramiona na piersi, a na czole lokatego dostrzegłam kilka kropel potu, które wskazywały na to, że się denerwował. Nie wiem, co powinnam zrobić. Jeżeli zacznę wypytywać, on na pewno się wykręci, ale mogę też dowiedzieć się prawdy na własną rękę. Chyba, że sam postanowi mi wszystko wyjaśnić.
- Oglądam zdjęcia.- Przybrałam postawę trochę weselszej, wybierając opcję drugą. Musiałabym nie znać ludzi, żeby uwierzyć, że Styles mi to wytłumaczy. Sama się dowiem.
- Ooo, widziałaś coś ciekawego? Ja nie lubię oglądać zdjęć, są nudne.- Odsunął mnie lekko od ściany, chwytając za ramiona. Uśmiechnął się szeroko i chyba miał nadzieję, że nie zauważę, że jest to sztuczny uśmiech.
- Nie spodziewałam się. Tutaj macie pełno zdjęć, niemal w każdym pokoju.- Zauważyłam, chcąc zobaczyć jego reakcję.
- Moja mama.- Zaśmiał się.- Ona uwielbia wszelkie wspomnienia. Tym bardziej, że ja i Gem się wyprowadziliśmy.
- Gemma nie mieszka tutaj?
- Nie.- Chłopak pokręcił głową, a potem się do mnie przytulił.- Jak się czujesz?
- Dobrze.- Odwzajemniłam jego gest.- Już nie raz przeżywałam takie załamanie, więc to nic wielkiego. Przepraszam, że musiałeś to widzieć i że zrobiłam ci wstyd przed rodziną. I dziękuję, że mnie wysłuchałeś i nie oceniłeś.- Odsunęłam się od niego, uśmiechając szeroko.
- Po pierwsze, nie narobiłaś mi wstydu, po drugie, to ja powinienem ci dziękować, że mi na tyle zaufałaś, a po trzecie, to nie wiem, dlaczego miałbym  cię oceniać.
- Wszyscy mają coś do powiedzenia.- Wymamrotałam, opierając się tyłkiem o jedną z komód, kiedy Harry stał na środku pokoju, przyglądając mi się uważnie z szerokim uśmiechem. Dopiero po chwili podszedł do mnie i to dość blisko. Oparł dłonie po obu stronach moich bioder, patrząc na moją twarz. Może wcześniej bym się nie odsunęła, ale głównie przez to tajemnicze zdjęcie, cofnęłam głowę o kilka centymetrów.
- Żałuję, że nie mogłem być wtedy przy tobie i żałuję, że nie znam tego gnoja, bo osobiście odciąłbym mu fiuta.- Uśmiechnęłam się lekko, ponieważ gdzieś w środku zrodziło się miłe uczucie. Martwił się o mnie, czego nie robił prawie nikt w moim życiu.- Wsadzimy go za kratki, zasługuje na to.
- Daj spokój, pewnie zachlał się na śmierć. Ostatni raz, kiedy go widziałam, żebrał pod monopolowym w jakiś potarganych ciuchach. Przypuszczam, że razem z mamą przepili cały majątek, a nie było tego dużo.
- Tacy ludzie nie powinni żyć.- Stwierdził. Nie przejmował się tym, że mówi o moim ojcu, ponieważ dobrze wiedział, że gardzę nim tak samo, jak on. Od zawsze życzyłam mu najgorszego i nigdy go nie kochałam, bo nie miałam za co. Nienawidziłam go całą sobą, więc ostre słowa rzucane w jego stronę, ani trochę mnie wzburzają.
Uśmiechnęłam się po raz kolejny i odepchnęłam się od komody, zmniejszając odległość między ciałem moim a bruneta. Najwyraźniej zrozumiał, że chcę zwyczajnie odejść, ponieważ bez gadania się odsunął.
- Idziemy na śniadanie?- Zapytał, kiedy sięgałam do torebki po telefon. Przytaknęłam, zapominając spojrzeć na wyświetlacz. Odłożyłam urządzenie, kierując się do drzwi. Nie wiem, jak może zareagować Anne, kiedy mnie zobaczy, ale mój głód nie pozwala mi zostać samej na górze. Razem z Stylesem zeszliśmy do jadalnie, gdzie na stole porozkładane były talerze z kanapkami. Uśmiechnęłam się, widząc mamę Harry'ego.
- Dzień dobry.- Powiedziała, a na jej twarzy wymalował się rząd białych zębów. Położyła na stole dzbanek z herbatą i zaprosiła nas do stołu. Z kuchni wyszła też Gemma, która przywitała się z nami, siadając na tym samym miejscu, co przy wczorajszym obiedzie. Każdy z nas zabrał się za jedzenie, życząc smacznego całej reszcie. Anne ma naprawdę dobre wyczucie sytuacji, ponieważ ani słowem nie odezwała się na temat wczorajszej sytuacji. Wszyscy wyglądali, jakby nic się nie wydarzyło, co było mi na rękę.
Gdzieś w połowie naszego śniadania usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Gem od razu poderwała się z krzesła, biegnąc do drzwi. Spojrzałam pytająco na Harry'ego, ale ten wyglądał na równie zdezorientowanego, co ja. Po chwili w jadalni pojawił się wysoki chłopak o brązowych włosach i przenikliwym spojrzeniu. Zmierzył wzrokiem mnie, a potem Hazzę i na jego twarzy wymalowało się pewnego rodzaju zdziwienie. Ponownie spojrzałam na lokatego, aby zobaczyć, że jego oczy wyglądają jak piłeczki pingpongowe.
- Louis?- Odezwałam się pierwsza, nie ukrywając zdziwienia. Robiło się coraz ciekawiej.
- Cha-cha...- Zaciął się, nie wiedząc co powinien powiedzieć.
- Znacie się?- Zaciekawiła się Gemma.
- Powiedzmy.- Uśmiechnęłam się i tym razem nie potrafiłam udawać, że jest to szczery uśmiech. Był on najbardziej fałszywy, na jaki było mnie stać i Harry dokładnie to zauważył. Jednak Louis nie chcąc większego zamieszania, przysiadł się do nas.
- Przepraszam za spóźnienie.- Wymamrotał.
- Gem, nie mówiłaś, że będziemy mieli gościa.
- Zapomniałam.- Wzruszyła ramionami.- Przyniosę ci talerz, Lou.- Chłopak kiwnął lekko głową. Atmosfera stała się napięta. Brunet ciągle spoglądał w moją stronę, przenosząc potem wzrok na Harry'ego. Nie musiałam być geniuszem, żeby wiedzieć, że jest w to wszystko zamieszany.
- No więc...- Przerwałam ciszę.- Jesteście razem?
- Co?!- Prychnęła Gem.- Louis to mój najlepszy przyjaciel. Często nas odwiedza, prawda Harry?
- Taa...- Mruknął chłopak obok.
- Długo się znacie?- Tym razem pytanie skierowałam bezpośrednio do Stylesa, który był tak zmieszany, że aż momentami się jąkał.
- Tak, znamy się prawie od małego.- Odpowiedziała za niego jego siostra.
- Dobrze wiedzieć.
- Wy również się znacie, prawda?- Zagaiła Anne.
- Tak! Louis jest przyjacielem mojego chłopaka.- Uśmiechnęłam się prosto do Harry'ego, który na kilka sekund wstrzymał oddech. Byłam na niego wściekła. Zaufałam mu, a tymczasem wszystko, co o nim wiedziałam, było kłamstwem.
- To ty i Hazz nie jesteście razem?- Jego mama była wyraźnie zdziwiona.
- Nie. Mam chłopaka w Londynie, a z Harrym się przyjaźnię.
- Jesteś z Niallem? Myślałem, że byliście przyjaciółmi.- Najwyraźniej Louis został w takim samym szoku, jak Harry i jego mama.
- Cóż... Przeszliśmy na inny poziom relacji.- Wzruszyłam ramionami, upijając łyk herbaty z kubka.
- Tym Niallem?- Oczy gemmy lekko się powiększyły, kiedy wypowiadała jego imię. Najwyraźniej znała go, zapewne dzięki Lou. Chyba, że to kolejne kłamstwo Stylesa.
- Z Niallem Jamesem Horanem.- Przytaknęłam.
Muszę przyznać, że reszta śniadania minęła bardzo... źle. Nikt nie wiedział, co powinien powiedzieć. Gemma podała mi dość sporo informacji, która mogłam w ciszy przemyśleć, ponieważ to właśnie cisza towarzyszyła nam przy jedzeniu. Denerwowały mnie spojrzenia Louisa i Harry'ego. Czułam się oszukana, jednak miałam na tyle klasy, że nie zrobiłam afery przy matce Stylesa. Jak mogłam zaufać takiemu dupkowi?! Jak mogłam powiedzieć mu prawdę o swojej przeszłości, kiedy on ciągle faszerował mnie kłamstwami?! Nie zdziwię się, kiedy dowiem się, że to był jakiś durny zakład, ale jeżeli Niall był w niego zamieszany, nie wybaczę mu. Potraktowali mnie jak przedmiot! Kolejni, którym nie zależało na moich uczuciach. Jednak nie mam zamiaru krzyczeć, wyzywać Harry'ego i wyrzucić go z domu. Nie zna mnie na tyle dobrze, żeby wiedzieć do czego jestem zdolna, a potrafię wiele zdziałać, walcząc o siebie.
Po śniadaniu niemal od razu poinformowałam lokatego zdrajcę, że chcę jechać do domu, ponieważ muszę jeszcze coś załatwić przed pracą. Nie sprzeciwiał się, ponieważ doskonale wiedział, że już znajduje się w złej sytuacji. A będzie jeszcze gorzej.
Wsiedliśmy do samochodu. Zapięłam pasy, wygrzebując telefon z torebki. Niestety bateria była rozładowana, co jeszcze bardziej mnie poirytowało. Nie odezwałam się słowem do chłopaka obok, kiedy ruszył w drogę powrotną. Widziałam, jak kilka razy próbował coś powiedzieć, jednak za każdym razem zamykał usta, skupiając się na prowadzeniu pojazdu. Dla większości ludzi taka cisza byłaby niezręczna, ale nie dla mnie. To znaczyło, że on nie wie, jak mi to wytłumaczyć, co z kolei upewniało mnie, że jednak mam rację, a Harry to zakłamany dupek. Skupiłam się na mijanych drzewach, ponieważ jechaliśmy przez dość ładny las, który, przy dzisiejszej-ładnej- pogodzie, miał swój urok.
- Myślałem, że...
- To źle myślałeś.- Przerwałam mu natychmiast, wiedząc, że nawiązuje do moich słów o Niallu. Harry jeszcze nie wie z kim zaczął, a ja zrobię wszystko, aby dowiedzieć się prawdy.


Rada pięćdziesiąta pierwsza: Życie nauczyło mnie, że nie należy bać się prawdy.