niedziela, 3 maja 2015

Rada #55

Minęły trzy dni, które przeleżałam w łóżku. Nie wychodziłam z pokoju, ani nie rozmawiałam z Niallem. Nie pogodziliśmy się i to głównie z mojej winy. Mimo że blondyn przychodził pod drzwi mojej sypialni niemal codziennie, ja ani razu go tutaj nie wpuściłam. Sama nie wiem, w czym widziałam problem. Po prostu nie miałam najmniejszej ochoty go widzieć i to chyba przez to, co sobie uświadomiłam. Czułam się głupio w obecności Nialla, kiedy przed sobą przyznałam, że tylko go lubię, podczas gdy ten wyznał mi miłość. Miałam bardzo dużo czasu na przemyślenie wszystkiego. Wniosek mógł być tylko jeden- muszę żyć dalej. Nieważne jak bardzo bym chciała, on nie wróci. Miłość to gówniana sprawa.
Zwlokłam się z łóżka, podchodząc do szafy. Otworzyłam ją i zaczęłam przeglądać kolejne ubrania. Ostatecznie zdecydowałam się na tradycyjny zestaw. Było dziś dość chłodno, dlatego wybrałam przetarte jeansy i czarną bokserkę. Na to narzucę skórzaną kurtkę i raczej będę mogła wyjść z domu. Skierowałam się do łazienki, gdzie pozbyłam się swojej piżamy i weszłam pod prysznic, odkręcając ciepłą wodę. Najwyższa pora wrócić do pracy, ale nie na długo. Żyć dalej, to nie znaczy żyć tak samo. Nie chcę już tamtego życia. Nie chcę tańczyć dla jakiś spoconych napaleńców. Nie chcę pieprzyć się z ledwo co poznanymi facetami w publicznej toalecie. Znajdę pracę, normalną pracę, ale dzisiaj muszę jeszcze zajechać do klubu. Ostatni dzień mojego dawnego ja, a już od jutra wszyscy poznają nową, odmienioną Chanel.
Umyłam głowę, tak samo jak całe ciało i wyszłam spod prysznica, owijając się szczelnie ręcznikiem. Podeszłam do lustra, gdzie uśmiechnęłam się do swojego odbicia. Lubiłam to robić. Dodawało mi to jakiegoś rodzaju pewności siebie, której nigdy nie zrozumiem. Wysuszyłam włosy, a potem zrobiłam sobie makijaż. To miłe po kilku dniach znów widzieć się w dobrym stanie. Ubrałam wcześniej wybrane ciuchy i zaczęłam zbierać swoje rzeczy. Zabrałam telefon oraz klucze, wkładając je do kieszeni. Ostatni raz rozglądnęłam się po pokoju, jakbym miała go opuścić na zawsze, a pewnie za niedługo wrócę.
- Dawaj Chan.- Mruknęłam do siebie, ściskając klamkę. Nacisnęłam na nią, wychodząc na korytarz. Nigdy nie sądziłam, że wyjście do ludzi sprawi mi tyle trudności. W całym domu było cicho, tylko z dołu dochodził cichy dźwięk telewizora. Powoli zeszłam po schodach, chcąc od razu przejść do przedpokoju, aby uniknąć Nialla.
- Chanie! Zeszłaś!- Krzyknął, gdy tylko jedna z moich stóp wylądowała na podłodze w salonie.- Wychodzisz?- Zmarszczył brwi.
- Tak, nie wiem, kiedy wrócę.- Mruknęłam, chcąc uciąć temat i poszłam ubrać buty.
- Nadal jesteś na mnie zła?- Usłyszałam nad sobą, kiedy schylałam się po obuwie. Podniosłam wzrok, dostrzegając, że Horan stoi oparty ramieniem o ścianę, a jego wzrok ze smutkiem wpatruje się we mnie.
- Przepraszałem już tyle razy, Chan...- Westchnął.- Nie wiedziałem, że po pijaku gadam o tobie, przepraszam.- Podszedł bliżej mnie. Czyli o to się z nim pokłóciłam? Cóż, miałam powód. Jego dłonie chwyciły moje ramiona, przyciągając mnie bliżej niego.
- Niall...
- Naprawdę przepraszam.- Szepnął.- Nie rozmawialiśmy od kilku dni, stęskniłem się za moją Chanie.- Przybliżył się jeszcze bardziej.
- Nie jestem twoja, Niall.- Westchnęłam, odpychając go lekko. Najwidoczniej się tego nie spodziewał, albo był tym zaskoczony, ponieważ z łatwością ustąpił, a wyraz jego twarzy był nie do odczytania. Musiałam go zignorować, ponieważ nie miałam do końca przemyślanej tej rozmowy. Co mogłam powiedzieć? 'Cześć, Niall! To ja, Chanel! Dziewczyna, z którą jesteś prawie od zawsze, o której wiesz niemal wszystko i ta, którą pokochałeś, ale ona woli tego debila, który zdobył jej niezdolne do jakichkolwiek uczuć serce' to nie brzmi ani trochę dobrze.
- Powiesz chociaż, gdzie idziesz? Będę się martwił...- Ledwo wyszeptał, patrząc na mnie pusto.
- Do pracy. Pa, Niall.- Wymusiłam mały uśmiech, wychodząc z domu. Prawie pobiegłam do samochodu, bo wydawało mi się, że Horan zaraz wypadnie z domu jak burza i będzie chciał jechać ze mną, a to naprawdę zły pomysł. Ruszyłam z podjazdu, włączając się do ruchu. Za klubem zaparkowałam po kilkunastu minutach, a kiedy tylko opuściłam wnętrze ciepłego pojazdu, do moich uszu dotarła muzyka. Dawno mnie tu nie było. Zakluczyłam auto i skierowałam się do tylnego wejścia. Nie chciałam przeciskać się przez tłum ludzi z przodu. Przeszłam przez zaplecze, dostając się na salę. Na podeście tańczyła jakaś tleniona blondynka, ale zainteresowanie nią nie było specjalnie duże, choć było. Już zdążyli mnie zastąpić?
- Chanel?!- Usłyszałam krzyk, który z ledwością przebijał się przez muzykę. Odwróciłam się w stronę, z której dochodził i zobaczyłam Chrisa. Barmana i mojego przyjaciela, który po zatrudnieniu Harry'ego dostał za dużo wolnego.
- Chris!- Krzyknęłam, rzucając się na niego.
- Co tu robisz?! Wszyscy myślą, że rzuciłaś tę robotę!
- Właśnie po to tu jestem. Czas z tym skończyć.
- A co z 'łatwymi pieniędzmi'?
- Znajdę inną pracę.- Uśmiechnęłam się.- A ty kiedy wróciłeś?
- Po tym jak Harry się zwolnił kilka dni temu.- Chris wzruszył ramionami, a zanim ja zdążyłam o cokolwiek więcej zapytać, on mnie przeprosił, informując, że musi wrócić do pracy. Harry się zwolnił? Otrząsnęłam się i ruszyłam na zaplecze, gdzie miałam zamiar znaleźć szefa, jednak nigdzie go nie było, ale na pewno jest gdzieś tutaj. Zaczęłam go szukać. Jeżeli nie na zapleczu, to może wybuchła bójka przy wejściu i musiał interweniować. Zaczęłam przepychać się wśród spoconych par na parkiecie, od których na kilometr czułam alkohol i papierosy. Gdzieś w tym tłumie przemknęła mi czupryna kręconych włosów. Jezu, mam już zwidy. Aż tak ze mną źle? Popadam w paranoję, naprawdę. Niestety przy wejściu również nie znalazłam swojego szefa, więc ostatecznie postanowiłam się napić. Co innego mogłabym zrobić? Wróciłam do Chrisa, który podał mi jakiegoś drinka. Nigdy nie pytał się mnie, na co mam ochotę, tylko podawał coraz to dziwniejsze napoje z większą ilością alkoholu. Wypiłam tylko jeden i to w dodatku słaby. Na więcej nie miałam najmniejszej ochoty, a poza tym przyjechałam samochodem.
- Cześć, mała.- Miejsce obok mnie zajął pijany mężczyzna. Podniosłam jedną brew, przyglądając mu się. Może był przystojny, ale kompletnie zalany. Postanowiłam go zignorować i odwróciłam się z powrotem, wbijając wzrok w Chrisa. Dlaczego kiedy go potrzebuję, on musi obsługiwać i przy okazji podrywać głupie dziewczyny?
- Będziesz zgrywać niedostępną? Lubię takie.- Jego dłoń wylądowała na moim udzie, co wystarczyło mi, żeby okręcić się na krześle barowym i nogą zepchnąć natręta z jego miejsca. Z łatwością spadł na parkiet, zwracając uwagę kilku osób. Próbował się podnieść, a ja wstałam, chcąc odejść. Jak ja tak mogłam?!
- Ty mała dziwko!- Chwycił mnie za kostkę, przez co niemal wylądowałam obok niego. W duchu dziękowałam sobie, że ubrałam buty z obcasem, bo mogłam nim przydepnąć dłoń tego napaleńca.
- Która aluzja do ciebie nie dociera?- Skrzywiłam się, patrząc, jak pociera obolały ślad po moim bucie. Chyba w ogóle nie przejmował się faktem, że nadal siedzi na podłodze.
- Nie daruję ci!- Tym razem skutecznie złapał moją nogę, a mój tyłek zderzył się z parkietem, sprawiając ból. Wkurzona kopnęłam go w ślepo, nawet nie wiedząc, że obcasem trafiłam w czułe miejsce.
- Skąd się, do cholery, biorą tacy ludzie? Nic ci nie jest?- Usłyszałam nad sobą. Spojrzałam na dziewczynę, która wyciągała do mnie dłoń. Skorzystałam z jej pomocy, analizując jej twarz. Zajęło mi kilka sekund, aby ją rozpoznać. To Emily, była Harry'ego. Czy to możliwe, że przyszła tu z nim.
- Halo? Wszystko w porządku?- Pomachała mi dłonią przed twarzą. Kiwnęłam twierdząco głową, nie mogąc oderwać od niej oczu. Stało się tak dopiero w momencie, kiedy obok niej stanął Harry. Wyraz mojej twarzy musiał być bezcenny. Chyba pierwszy raz nie wiedziałam, co zrobić. To uczucie nadal jest mi całkowicie obce. Wpatrywał się we mnie, a na jego twarzy błądził mały uśmieszek. Będzie się ze mnie nabijał, naprawdę? Wypuściłam głośno powietrze. Nawet nie wiedziałam, że je wstrzymałam. Czułam jak ściska mnie w gardle i jak oczy zaczynają mnie piec. Przesuwałam wzrokiem od twarzy Emily do twarzy Harry'ego i z powrotem.
- Dzię-dziękuję za pomoc i przepraszam.- Wymamrotałam pierwsze, co wpadło mi do głowy i niemal biegiem ruszyłam na zaplecze. Poczułam pojedynczą łzę na policzku, którą od razu otarłam. Wpadłam na zaplecze, biorąc do ręki pierwszą lepszą kartkę i długopis. Napisałam wiadomość do szefa, że się zwalniam i przykleiłam mu ją do drzwi, a potem wyszłam tylnym wyjściem. I właśnie tam ostentacyjnie stał on, oparty o maskę swojego samochodu, który zaparkowany był dwa miejsca obok mojego. Razem z nim stała ona. Świetnie, po prostu zajebiście. On robi mi to specjalnie?!


Rada pięćdziesiąta piąta: Nieważne jak bardzo byś się starał, los i tak zrobi po swojemu.

4 komentarze:

  1. Jeeeeeejuu kocham to opowiadanie dodaj proszę szybko następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie wiem czemu, ale wkurzyłam się na Chanel za to, jak traktuje Nialla. Chociaż mogłaby być dla niego miła. On taki kochany, martwi się o nią, a ona cóż...Nie musi go kochać, ale powinna traktować go nie tak ostro. W końcu to nie on nawalił. Jejku, nie spodziewałam się w klubie Harry'ego i to jeszcze z Emily. Styles zachowywał się tak jakoś dziwnie. Jakby nic się nie stało. Emily z resztą też. Nie ogarniam tych ludzi. I w dalszym ciągu nie mam pojęcia, jak to może się zakończyć. Przypuszczam, że Chanel i Harry się pogodzą. Może będą razem? Fajnie by było.

    OdpowiedzUsuń