środa, 3 czerwca 2015

Rada #59

Ciężar ramienia był naprawdę przytłaczający, jednak dopiero kiedy otworzyłam oczy, zorientowałam się, że nie tylko ramię Harry'ego przygniata mnie do łóżka. To on cały leżał na mnie. Nie wiedziałam, które nogi są moje, a które jego. Plątałam się w tym i było mi niewygodnie, ale nie chciałam go budzić. Zbyt spokojnie wyglądał z głową na mojej piersi. Nie mogąc się powstrzymać, wplotłam palce w jego włosy, a potem odgarnęłam niesforną grzywkę, która wpadała mu w zamknięte oczy. Szybko tego pożałowałam, bo jego powieki drgnęły i po chwili zamrugał parę razy, odnajdując mnie swoim spojrzeniem. Uśmiechnął się, co odwzajemniłam, ale i tak wolałam, kiedy spał. Był po prostu idealny. I chciałam, żeby był mój, ponieważ ja już należałam do niego.
- Dziękuję.- Wymamrotał poranną chrypką, wzmacniając uścisk, w którym tkwiliśmy. Już miałam zapytać, dlaczego dziękuje, ale przerwało mi pukanie do drzwi. Ktoś, a raczej Niall, nacisnął klamkę, przez co wstrzymałam oddech, ale drzwi były zamknięte. Nie pamiętam, żebyśmy je zamykali.
- Ja to zrobiłem.- Odezwał się Harry, jakby czytał w moim myślach.
- Chanel, wszystko w porządku?- Głos Nialla do mnie dotarł, dlatego musiałam wstać i ratować jakoś nas oboje. Zanim otworzyłam drzwi, wzięłam głęboki oddech. Uchyliłam lekko drzwi i wystawiłam głowę przez szparę.
- Co?- Mruknęłam.
- Coś się stało?
- Nie.- Odpowiedziałam, kiedy blondyn przewiercał mi dziurę w głowie.
- Mogę wejść?
- Jestem naga.- Wymyśliłam na poczekaniu. To było trudne, udawać przed nim całkowity spokój i zaspanie. Co z tego, że obudziłam się przed chwilą? Jego 'napad' postawił mnie nogi lepiej niż kawa zaraz z rana.
- Zejdziesz na śniadanie?- Kontynuował.
- Nie jestem głodna, Niall, ale dziękuję.- Wymusiłam na sobie uśmiech i cofnęłam się do pokoju, chcą zamknąć drzwi. Pragnęłam, żeby ta zbyt cienka warstwa drewna oddzieliła mnie od niego, ale zamiast tego Horan wpakował się do środka. Zablokował drzwi stopą i po prostu wszedł.
- Dla...- Przerwał, kiedy tylko zobaczył Harry'ego na moim łóżku. Brunet podpierał się na łokciach i wpatrywał prosto w blondyna, jakby w ogóle nie docierało do niego to, co się dzieje. Może właśnie tak było, ponieważ ledwo co się obudziliśmy.
- Wynocha, Niall! To moja sypialnia!- Warknęłam pierwsza, kiedy zauważyłam, że ten chce coś powiedzieć. Starałam się brzmieć stanowczo, choć obawiałam się tego wszystkiego.
- Co on tu robi?- Kompletnie zignorował moje wcześniejsze słowa. Był zły, a przecież nie miał prawa. Zrobię, co tylko będę chciała.
- Powiedziałam, żebyś wyszedł.
- Wyszedł?- Prychnął.- Wyszedł?! Za kogo ty się, do cholery, masz?!
- O co ci chodzi?!- Sama zaczęłam krzyczeć, próbując być głośniejsza od niego.
- Jeszcze pytasz?! Odkąd pamiętam skaczę wokół ciebie, robię wszystko, czego chcesz! Jestem na każde twoje skinienie i za każdym razem to ja wysłuchuje, jak żalisz się na cały świat. Staram się jak mogę, a ty sprowadzasz do domu tego gnojka, przez którego musiałem patrzeć jak płaczesz?! Gdybym ja coś takiego zrobił, nigdy byś mi nie wybaczyła! W czym, kurwa, jest lepszy ode mnie?!
- Dlaczego się wyżywasz na mnie?! To nie moja wina, że cię nie kocham!- Wyrzuciłam ręce w powietrze. Nie miałam wpływu na to, co czuję.- Chcę, żebyś wyszedł.
- Teraz mnie wyrzucasz, a kiedy dowiedziałaś się prawdy, to płakałaś na moim ramieniu! To mi opowiadałaś o swoim ojcu, to ja byłem przy tobie, kiedy budziłaś się w nocy przez koszmary!- Krzyczał na mnie coraz głośniej, a ja miałam wrażenie, że staję się mniejsza. Z każdym kolejnym słowem kurczyłam się na jego oczach, a w moim sercu rodził się ogromny ból. Zadawane przez niego ciosy były bolesne. Każde słowo było tym, czego nigdy nie powinien powiedzieć. Nie mogę zabronić mu tak myśleć, ale nie może mówić mi tego w twarz. Wbijał mnie w ziemię, a ja czułam łzy, napływające do moich oczu.
- Myślałaś, że jesteś pępkiem świata, a ja przytakiwałem! Za kogo się masz, Chanel, żeby bezkarnie miażdżyć czyjeś uczucia?! Jak zwykła suka bawisz się ludźmi! Do teraz nie mogę sobie wybaczyć, że cię poznałem!
- Żałujesz? Żałujesz?!- Powstrzymałam ból, który rozrywał mnie od środka.- Dobra! Skoro tak bardzo mnie nienawidzisz, to dzisiaj po południu już mnie tu nie będzie! Ta bezlitosna suka zniknie z twojego życia!
- Świetnie!- Warknął i wyszedł, trzaskając drzwiami.
- Świetnie!- Krzyknęłam za nim, a po chwili dotarł do mnie huk drzwi frontowych. Stałam chwilę dość oszołomiona. Nie wykorzystywałam go, prawda? To nie moja wina, że nie odwzajemniam jego uczuć, tak? Nie mogę robić tego wbrew sobie... Z każdą sekundą czułam jeszcze większy ból. Pożarał mnie. Miałam ochotę zniknąć. Tak właśnie czułam się całe życie- winna. Nie ja zawiniłam tym, jaka jestem.
- Chanel?- Usłyszałam za sobą, ale nie chciałam się odwracać. Dopiero kiedy poczułam duże dłonie na mojej talii, opamiętałam się.
- Chanel, nie płacz.- Odruchowo zmarszczyłam brwi, dotykając swojego policzka. Był mokry. Płakałam? Cała prawda powoli zaczęła do mnie docierać. Wszystko stawało się jaśniejsze i bardziej dotkliwe. Straciłam najlepszego i jedynego przyjaciela.
- To moja wina.- Wydukałam, wtulając się w tors chłopaka.
- Chanie...- Westchnął. Staliśmy tak dość długo. W kompletnej ciszy, bo nie byłam w stanie nic powiedzieć. Moczyłam tors Harry'ego, chcąc zniknąć. Czułam się cholernie winna. Dopiero po jakimś czasie zaczęło brakować mi łez. Oddychałam bardziej miarowo i odzyskując energię, wyrwałam się z uścisku Stylesa. Rzuciłam się do walizki, ciskając do niej każdą rzeczą, jaka wpadła mi w ręce. Nienawidzi mnie, to zniknę z jego życia.
- Co robisz?
- Pakuję się.- Odpowiedziałam, a po chwili poczułam delikatny, ale stanowczy uścisk na nadgarstkach.
- Nie możesz.
- Właśnie, że mogę! Skoro on żałuje naszej przyjaźni, to spokojnie mogę dać mu już spokój!- Chciałam się wyrwać, aby kontynuować pakowanie, ale Harry mi na to nie pozwolił.
- Nie mogę być powodem, dla którego stra...
- Nie jesteś.- Przerwałam mu.- To nie twoja wina. Ja mam prawo robić, co chcę, więc dlaczego on ma mną sterować? Powiedział to, co myślał. Tyle mi wystarcza.
- Gdzie pójdziesz?
- Gdziekolwiek.- Wzruszyłam ramionami. Poczułam, jak brunet rozluźnia uścisk, jednak tym razem zamiast nadgarstków, jego dłonie ujęły moją twarz, zatrzymując mnie w miejscu.
- Wiesz, że pójdę za tobą?
- Nie idź za mną, chodź ze mną.- Brunet uśmiechnął się delikatnie.- Nie radzę sobie z miłością do ciebie.- Westchnęłam.


Rada pięćdziesiąta dziewiąta: Nie pozwól sobie stracić szczęścia.

3 komentarze:

  1. O nie! O nie! O nie! O nie! O nie!!!! Co tu się stało?!
    Jak oni mogli się tak pokłócić?! Przecież jeszcze niedawno byli takimi świetnymi przyjaciółmi! Znowu wkurzyłam się na Chanel! Niall oczywiście też przesadził, ale jego słowa były dość mocne. Po części jednak miał rację. Był na jej każde zawołanie. Pocieszał ją itd. Głupio, że tak go potraktowała i że tak sobie nawrzucali. Ale wiem, że oni tak wcale nie myśleli. Oni muszą się pogodzić. Według mnie to Chanel powinna być właśnie z Horanem, a nie z Harrym. Wydaje mi się, że to właśnie przez Stylesa to wszystko się popsuło. No i także po części przez tą miłość Nialla do Chanel. No ale cóż on może na to poradzić. Nie jego wina, że się z w niej zakochał, ale również to nie wina Chanel, że go nie kocha. Jestem ciekawa, jak oni rozwiążą ten problem i czy rzeczywiście już więcej się do siebie nie odezwą.

    OdpowiedzUsuń
  2. Cudowny, chociaż ta kłótnia :(
    Czekam na nn! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Błagam dodaj już next, bo nie mogę się doczekać :C

    OdpowiedzUsuń