poniedziałek, 9 marca 2015

Rada #38

Obudził mnie straszliwy ból głowy. Pulsował i sprawiał, że nie potrafiłam racjonalnie pomyśleć. Otworzyłam oczy i szybko je zamknęłam, kiedy jasne światło się do nich dostało. Zamrugałam parę razy i ostatecznie udało mi się rozejrzeć dookoła. Leżałam w swoim łóżku. Chyba za dużo wczoraj wypiłam. Naprawdę nic nie pamiętam.
Wstałam powoli, wychodząc na korytarz. Muszę wziąć jakieś tabletki lub cokolwiek. Dziwiłam się, że w domu jest aż tak cicho. Zeszłam powoli po schodach i znalazłam się w salonie. Dopiero po kilku sekundach zauważyłam, że wszędzie panuje bałagan. Fotele były poprzewracane, wszędzie leżały przeróżne przedmioty, ale najbardziej moją uwagę przykuł rozbity wazon. Odłamki szkła leżały na panelach, a wokół było pełno krwi. Cholera, co tu się stało?!
Wbiegłam do kuchni, mając nadzieję, że może tam będą chłopaki, jednak myliłam się. Szukałam jakiejś kartki, na której mogliby zostawić mi informację. Nic. Zabrałam tabletki przeciwbólowe i ruszyłam na piętro, połykając je po drodze. Wpadłam do pokoju Nialla i nic. U Harry'ego dokładnie to samo. Boże, gdzie oni sie podziali?! Co się tam stało?! Skąd ta krew?!
Cała nerwowa i zdezorientowana weszłam do swojej sypialni. Ubrałam czarne legginsy, które wisiały na krześle, a z podłogi wzięłam koszulkę. Była na mnie za duża, ale nie wiedziałam do kogo należy. Złapałam swój telefon. Kamień spadł mi z serca, kiedy zobaczyłam, że mam jedną wiadomość. Była od Harry'ego.

Jesteśmy na pogotowiu, nie martw się Xxx

Czy oni sobie, kurwa, ze mnie żartują?! Jak najszybciej wyszłam z domu, zakluczjąc go za sobą. Wsiadłam do samochodu, włączając się do ruchu. Może i byłam już w stanie racjonalnie myśleć i reagować na wszystko dookoła, więc nie można było nazwać mnie pijaną, ale w mojej krwi na pewno płynęła jakaś dawka alkoholu. Musiałam się modlić, żeby nie zatrzymała mnie policja.
Zaparkowałam na szpitalnym parkingu. Na dworze było dość chłodno, a ja biegłam w zwykłej koszulce z krótkim rękawkiem. Wpadłam na izbę przyjęć. Wzrok wszystkich osób skierował się na mnie. Nie dziwiłam się. Pewnie na mojej głowie było piękne ptasie gniazdo, oczy podkrążone i rozmazany makijaż, o ile sie wczoraj nie myłam. Pff, na pewno nie brałam prysznica.
Rozglądnęłam się, ignorując wzrok zebranych osób. Podeszłam do okienka, gdzie stała młoda pielęgniarka.
- Prze...- Zaczęłam, ale nie dane mi było skończyć.
Usłyszałam, jak ktoś wymawia moje imię. Odwróciłam się gwałtownie, przejeżdżając wzrokiem po pacjentach. Dość szybko znalazłam burzę loków i mierzące mnie od stóp po czubek głowy, zielone oczy. Przeanalizowałam jego sylwetkę. Rozcięta warga i łuk brwiowy, spuchnięty, zaczerwieniony nos i gips na lewej ręce. Nie miał koszulki.
- Co wy zrobiliście?!- Krzyknęłam, wyrzucając ręce w powietrze i zwracając uwagę większej ilości osób, bo niektórzy już sie mną zainteresowali.
- Cicho, Chanel. Uspokój się.- Harry wstał, podchodząc do mnie. Objął mnie prawą ręką w talii i zaczął ciągnąć na koniec izby przyjęć. Stanęliśmy gdzieś w rogu, chcąc uzyskać trochę prywatności. Skrzyżowałam ramiona na piersi, podnosząc jedną brew.
- Wyjaśnienia.- Rzuciłam.
- Pokłóciłem sie trochę z Niallem.
- Co?!- Krzyknęłam. Jak można zrobić taki bałagan i wylądować na pogotowiu tylko przez kłótnię?!- Żartujesz sobie ze mnie?!
- Chanel, spokojnie.- Zacisnęłam szczękę. Ma rację. Muszę się uspokoić, bo wcale nie jest nam potrzebne robienie teraz sceny.
- Nawet nie wiesz, jak się wystraszyłam.- Wymamrotałam, przytulając się do chłopaka. Odwzajemnił mój gest. Staliśmy tak kilka sekund, aż zobaczyłam, że Niall idzie przez korytarz i rozgląda się na wszystkie strony. Odsunęłam się od Stylesa, patrząc na blondyna
Był w podobnym stanie, co Harry. Jednak on miał koszulkę, a jego ręka nie była w gipsie, ale za to zabandażowana.
Jego twarz stężała, kiedy zobaczył mnie z Harrym. Zacisnął pięść i podszedł do nas. Odsunął gwałtownie bruneta, stając przede mną.
- Jeszcze do ciebie nie dotarło?!- Krzyknął.
- To do ciebie nic nie dociera!
- Wracaj do domu, pakuj sie i wypierdalaj z naszego życia, raz na zawsze!
- Czekaj, co?!- Wtrąciłam się.- Oszalałeś?!- Krzyknęłam na Nialla, który nadal zachowywał kamienny wyraz twarzy.- O co wam poszło?!
- Proszę o spokój.- Obok nas znalazł się wysoki mężczyzna w stroju ochroniarza. We troje kiwnęliśmy głowami.- To szpital. Prywatne sprawy proszę załatwiać na zewnątrz.
- Wychodzimy na dwór, teraz!- Warknęłam na nich. Spojrzeli na siebie, ale widząc moją minę, nie pisnęli nawet słowa.
Wyszliśmy poza szpital, stając obok podjazdu dla karetek. Nikomu nie przeszkadzaliśmy, a że byliśmy na zewnątrz, raczej nikt nie przejmował się krzykami.
- Macie mi w tej chwili powiedzieć, o co wam poszło?! Co jest, kurwa, tak cenne, że postanowiliście zdemolować nasz salon i wylądować na pogotowiu?! No co, do jasnej cholery? Zachowujecie się, jak jakieś pieprzone, rozpuszczone bachory! Myśli się głową, czaicie? Mogliście porozmawiać, zamiast się bić!
- Z nim się nie dało porozmawiać!- Krzyknął oburzony Harry.
- Zamknij się, chuju! Jak chcesz, to możemy sobie porozmowiać!- Odkrzyknął mu Niall.
Dwa pieprzone samce. Oboje przybierali bojową postawę, zachowując się, jak zwierzęta walczące o terytorium. Naprawdę. Stanęłam pomiędzy nimi, żeby się nie pozabijali.
- O co poszło?- Starałam się brzmieć spokojnie. Obaj cofnęli się lekko, patrząc na siebie, a potem spuścili wzrok, chcąc uniknąć odpowiedzi.- Pytam jeszcze raz, o co wam poszło?- Ponownie nie dostałam odpowiedzi.
Czułam, jak krew w moich żyłach zaczyna buzować. Niemal nie umarłam na zawał, kiedy zobaczyłam stan naszego domu, przyjechałam na pogotowie z ciężkim kacem, a oni zwyczajnie się pobili i jeszcze nie raczą się wytłumaczyć. Mam ochotę zadźgać ich widelcem. Zachowują się, jak egoistyczne dupki.
Zacisnęłam mocno pięści i szczękę próbując nie wybuchnąć. Jednak nie potrafiłam się powstrzymać, kiedy jeden z nich się odezwał.
- Cha...- Niall nie zdołał nawet dokończyć, bo wymierzyłam mu siarczysty policzek. Jęknął lekko, chwytając za czerwieniące się miejsce. Ja natomiast odwróciłam się na pięcie i to samo spotkało Harry'ego.
- Pieprzeni egoiści!- Warknęła, ruszając w stronę samochodu. Krzyczeli coś za mną, ale ja nawet się nie odwracając, pokazałam im środkowy palec.
Wsiadlam do samochodu, z impetem trzaskając drzwiami. Oparłam czoło o kierownicę, próbując w jakikolwiek sposób się uspokoić. Uporczywy ból głowy wrócił i to ze zdwojoną siłą.

Rada trzydziesta ósma: Była powodem, dla którego zachowywałem się jak 'pieprzony egoista', była MOIM powodem.

7 komentarzy:

  1. DAWAJ DALEJ! Tak właściwie to w tej sutuacji jestem po stronie Harrego po to Chan go do tego zachęciła, a on nie chciał. Mam nadzieję że to sb wyjaśnią :) Ale akcja z tą kłótnią!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuuuuuuu! Klotnia! Lel! Lubie takie momenty! Mogą się tak troszkę poklocic, będzie fajnie! ^^ ale potem SB wybacza, prawda?

    OdpowiedzUsuń
  3. Pobili się o nią jakie to słodkie,ale Harry ma rękę w gipsie biedaczek i Niall :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Rada genialna! Kurde, nie sądziłam, że aż tak się poharatali! A kiedy Chanel zobaczyła tą krew, myślałam, że coś im się stało. Całe szczęście nie mają poważnych obrażeń. Ale akcja przed szpitalem niezła. Ciekawe, kto jej o tym powie. Harry czy Niall?

    OdpowiedzUsuń